sobota, 25 stycznia 2014

73.




Od tygodnia mam nowy widok




Wielkie swetrzysko okazało się w podróży niezastąpione. W ogóle mnie nie martwi, że przesadziłam  z wielkością.  Mam nadzieję, że znajdę czas na zrobienie kolejnego, bo kołowrotek i cała reszta są również ze mną :)
Póki co, rozkoszuję się widokami i historią dzielnicy, w jakiej zamieszkałam.

czwartek, 16 stycznia 2014

72.




Udziergało się…

Nie pamiętam, kiedy  i czy w ogóle zrobiłam dla siebie tak gruby sweter. Nawet ten  z golfem według wzory Kate Davies aż taki nie jest.  Dużym ( ja ;)) grubych wełen i moherów  się nie poleca. I wiele w tym racji, ale... . Na swój sposób  zmierzyłam  się z tematem i już wiem, że ciężko będzie  się z tym swetrem rozstać.




Wykonałam go bardzo luźno( jak na mnie ;)) , a że wełna na główną część swetra przędziona jest jako klasyczny worsted,  po praniu uzyskała ciekawą fakturę i  jest mięsista, ale nie puchata.  Zaletą tego typu robótek ( gruba wełna, grube druty) jest to, że robi się je w mig.



Jak to u mnie  model w kawałkach. Trzeba go sobie samemu poskładać. Długi raglan z podcięciem, przód krótszy, tył dłuższy, na bokach pęknięcia.


Rękawy wszywane, wykonane z tej samej czesanki, co reszta,  ale o innej fakturze, pod szyją proste wykończenie, modelowane  rzędami skróconymi – bo to się po prostu lepiej nosi. Tułów to podwójna nitka, każda w innym kolorze.



Mam wrażenie, że właśnie te dwie nici, a nie jedna gruba uczyniły tę dzianinę przyjazną dla większych kształtów.

Będę nosić i powielać w różnych kombinacjach.


Zrobiło się też więcej czapeczek. Solidniejszych. Jedne polecą do Japonii, a inne zostaną ze mną :)