Coraz mnie
tu mniej, ale nie dlatego, że mi się odwidziało. O ile kiedyś wydawało mi się,
że czasu mam mało, o tyle teraz nie mam go w ogóle. Cieszę się, że ten rok
okazuje się dla mnie tak łaskawy i tak interesujący, ale z przerażeniem
konstatuje, że od wełny, w każdej postaci, jestem po prostu uzależniona. Czytanie
i projektowanie łagodzi niepokój, ale na dłuższą metę jest nie do wytrzymania.
Wychodzi więc na to, że w każdym miejscu, do którego się wybieram, muszę mieć choćby wrzeciono.
I tak
podstępnie pasja i praca przerodziły się w obsesję ;)
Imponująco wyglądają nowe, małe lotniska w Polsce.
Naprawdę nie ma się czego wstydzić. To, co mam tutaj ( na francuskiej prowincji
) od dawna wymaga remontu, a nic go nie zapowiada. Nie miałam okazji wcześniej
ich oglądać ( znaczy nowych lotnisk w Polsce), bo podróżuję głównie autem , ale
bardzo to pokrzepiające. Co prawda w
Warszawie ciągle rządzi, że tak to ujmę „ back office” ustalający kto dostanie
się do toalety, a kto nie, ale już we Wrocławiu przywitały mnie skórzane
leżanki z widokiem na pas startowy, leniwie sącząca się muzyka i dyskretna
obsługa. Dla kogoś, kto potrzebuje chwilę odpocząć wrocławskie lotnisko jest
bardzo przyjazne. Tak, Wrocław kocham najbardziej :)
Zanim jednak
kalendarz wypełnił się sprawami wagi ciężkiej,
trafiłam na blog http://asjaknits.blogspot.fr/, która podzieliła się ze swoim czytelnikami
informacją, gdzie kupuje swoje nitki do swetrów wykonywanych maszynowo. Btw dla
tych, którzy planują prace na maszynach to blog obowiązkowy. Nitki spodobały mi się przeogromnie, bo ich
składom naprawdę trudno cokolwiek zarzucić. Postanowiłam spróbować i w sklepie www.g-yarns.com z Bułgarii zamówiłam około
trzech kilo różnego dobra.
Asiu,
dziękuję!
Gala,
właścicielka sklepu okazała się przesympatyczną osobą. Otwartą na każdą
propozycję i utrzymującą kontakt z klientem tak, jak każdy by sobie tego
życzył. Mimo iż moja paczka znalazła się we Francji w ciągu trzech dni, do mnie
trafiła po dwóch tygodniach. Francuska poczta jest najgorszą w Europie i mówię
to z pełną odpowiedzialnością. To nie pierwszy raz, kiedy coś do mnie nie dojechało, dojechało z
opóźnieniem albo po prostu nie zostało dostarczone. Przesyłki z Anglii to
osobna kategoria. Mam wrażenie, że idą przez Kongo.
Sytuacja, w
której listonosz wrzuca do skrzynki awizo wiedząc, że w domu ktoś jest, jest tym, na co się czeka z utęsknieniem…
No, ale nie
ma co marudzić :) Idę snuć nową osnowę. W końcu! Wełny są przecudne.