poniedziałek, 12 maja 2014

74.



Dziękuję wszystkim, którzy tu jeszcze zaglądają. Dziękuję za maile i miłe słowa. Żyję, a moje wyniki są naprawdę dobre. Praca w Warszawie pożarła mnie w całości. Ostatnie dni były dodatkowo trudne, bo musiałam pożegnać się z Mamą. Odeszła nieoczekiwanie i szybko. Dziękuję Najwyższemu, że nie pozwala mi zwątpić.







Warszawa przyjęła mnie jednak bardzo łaskawie. Już nie kłaniam się pierwsza panom z recepcji, już wychodząc z windy słyszę swoje ulubione: „ Miłego dnia”. Już wiem, że Ci, którzy są wyjątkowo niemili, to onieśmieleni swoimi warszawskimi karierami, przyjezdni. Jestem pewna, że będzie mi tu coraz lepiej.
Robótkowo dzieje się niewiele. Kończę zaczęty trzy miesiące temu( sic!)sweter. Rozpoczynam nowy z wełny z magic loop
Holst’y, jakie ma na składzie Agnieszka oraz możliwość kupienia ich na wagę, do wzorów wrabianych, jest olśniewająca! Uwielbiam tę wełnę w każdej wersji. I nie wiem, czy w moim absolutnie białym mieszkaniu, ściana wyłożona Holst’em  nie będzie najlepszym z możliwych designerskim odlotem!
To na pewno nie była moja ostatnia tam wizyta. Liczę, że latem spędzę w Magic Loop wiele miłych popołudni. Nie zawieszam na kołku swoich wełnianych pasji. Przeciwnie. Planuję francuską kontynuację w dzierganiu odlotowych swetrów… ot, choćby takich jak te, od Kenzo. 


sobota, 25 stycznia 2014

73.




Od tygodnia mam nowy widok




Wielkie swetrzysko okazało się w podróży niezastąpione. W ogóle mnie nie martwi, że przesadziłam  z wielkością.  Mam nadzieję, że znajdę czas na zrobienie kolejnego, bo kołowrotek i cała reszta są również ze mną :)
Póki co, rozkoszuję się widokami i historią dzielnicy, w jakiej zamieszkałam.

czwartek, 16 stycznia 2014

72.




Udziergało się…

Nie pamiętam, kiedy  i czy w ogóle zrobiłam dla siebie tak gruby sweter. Nawet ten  z golfem według wzory Kate Davies aż taki nie jest.  Dużym ( ja ;)) grubych wełen i moherów  się nie poleca. I wiele w tym racji, ale... . Na swój sposób  zmierzyłam  się z tematem i już wiem, że ciężko będzie  się z tym swetrem rozstać.




Wykonałam go bardzo luźno( jak na mnie ;)) , a że wełna na główną część swetra przędziona jest jako klasyczny worsted,  po praniu uzyskała ciekawą fakturę i  jest mięsista, ale nie puchata.  Zaletą tego typu robótek ( gruba wełna, grube druty) jest to, że robi się je w mig.



Jak to u mnie  model w kawałkach. Trzeba go sobie samemu poskładać. Długi raglan z podcięciem, przód krótszy, tył dłuższy, na bokach pęknięcia.


Rękawy wszywane, wykonane z tej samej czesanki, co reszta,  ale o innej fakturze, pod szyją proste wykończenie, modelowane  rzędami skróconymi – bo to się po prostu lepiej nosi. Tułów to podwójna nitka, każda w innym kolorze.



Mam wrażenie, że właśnie te dwie nici, a nie jedna gruba uczyniły tę dzianinę przyjazną dla większych kształtów.

Będę nosić i powielać w różnych kombinacjach.


Zrobiło się też więcej czapeczek. Solidniejszych. Jedne polecą do Japonii, a inne zostaną ze mną :)