poniedziałek, 31 grudnia 2012

39.




Nie zdążyłam na święta, więc teraz po prostu muszę!


Kochani, wszystkiego dobrego w Nowym Roku. Niech dla każdego będzie takim, o  jakim marzy. Niewyczerpanego źródła pomysłów, kilometrów wełen, udanych projektów, spełnienia, odwagi w dążeniu do tego, co dla Was ważne.


Dziękuję za życzenia i myśli, za pamięć, za to, że tu wpadacie.

wtorek, 18 grudnia 2012

38.



Wpis jest niewiarygodnie długi. Dla wielu może okazać się strasznie nudny, a dla wytrwałych nagrody nie ma ;)



Raz do roku. Tak wychodzi z moich obliczeń, chwalę wełnę ( tę z owiec, bo alpaki, jedwabiu, moheru nie nazywam wełną tylko dokładnie tym czym jest). Od wełny różni je  wszystko, z budową włosa włącznie). Wełna peanów nie specjalnie potrzebuje. Tu, gdzie mieszkamy ( Europa ) obok lnu, przez wieki była najdoskonalszym tworzywem. Jej wartości uzasadniła historia i nasi przodkowie. Jak podają w swojej książce „ The Fleece & Fiber” D.Robson i C.Ekoris,  człowiek udomowił owce 9.000 lat temu  między innymi  po to, by wykorzystywać wszystko, co oferują , z wełną włącznie (dla porównania , według tych samych autorek, alpaki są z człowiekiem w gospodarstwie domowym od 7.000 lat).



Mój wpis nie jest głosem w sprawie. Nie jest też komentarzem naukowym. Po prostu  dziś, kiedy światowe rynki tekstylne w 65% opanowane są przez włókna syntetyczne i gdzie świadomie akryle i inne –yle nazywane są wełną (?!), każde włókno naturalne  zasługuje na pochwałę i chwilę atencji. Nie lubię syntetycznych dodatków do wełny i akceptuję  z trudem nawet ich niewielki dodatek ( czyli do 20%). Wielokrotnie przekonywałam się , że odzież z nich wykonana ( poliester, akryl )  bywa droższa niż 100% wełniane swetry. Rozumiem, że w wyborze, co kupić, czy co wybrać na      „ udzierg”  kierujemy się ceną i wygodą, ale mimo wszystko chcę zachęcić do tego, by jeśli to możliwe, syntetyczne włókna zastępować prawdziwymi.



Wełna, naturalnie elastyczna, odporna na zgniatanie i prostowanie bardziej niż  jedwab czy bawełna ( dane z „ Book of Wool”, Clary Parkes oraz „ In Sheep’s Clothing”, Noli & Jane Fournier ) przejmuje  ciepło zapewniając miłą ciału temperaturę.

Jako jedyne włókno potrafi przyjąć od  30% do 50%   wilgotności w stosunku do swojego ciężaru, nie powodując uczucia wychłodzenia i tzw. „ mokrych pleców”.

Nie pali się, więc zbliżanie się do ognisk i kominków nie grozi stanięciem w słupie ognia. Idealnie nadaje się  na dziecięce ubranka, które obowiązkowo nie mogą być łatwopalne.

Można jej używać w naturalnych odcieniach lub bez trudu farbować ( choć niektóre gatunki barwią się fatalnie ). Profesjonalnie farbowana wełna odpowiednio prana, nie puszcza kolorów i nie brudzi, i to, że od wielu, wielu lat wykorzystywana jest do wzorów wrabianych ( fair isle ) dowodzi, że nie barwi się wzajemnie. Nie należy tego, co dzieje się dziś na rynkach tekstylnych, oceniać z perspektywy PRL-u. Dzięki wielu, mamy to za sobą.

Na całym świecie, osób uczulonych na zawartą w wełnie lanolinę jest zaledwie 2% i niestety mam wrażenie, że wszyscy mieszkają w Polsce. Resztę, która mówi, że ma uczulenie, stanowią osoby wrażliwe, których skóra przyzwyczajona do gładkich syntetyków i bawełny wywołuje w zetknięciu z wełną niewyobrażalny dyskomfort. Często, uczuleniowców na wełnę pytam, czy wykonali  test, który to potwierdza. W odpowiedzi zazwyczaj słyszę,  że na dowód wystarczy zaczerwieniona skóra. Z pełną odpowiedzialnością mówię – nie wystarczy - i nie dlatego, by zmuszać kogoś do pokochania wełny,  lub by za wszelką cenę przekonać do jej kupowania albo co jeszcze gorsze do posiadania  tylko po to, by stała się przedmiotem przechwałek, ale po to ,by nie straszyć. Uczulonych na kurz i pyłki traw jest na świecie zdecydowanie więcej.

Całkiem niedawno,  z zażenowaniem i wstydem  przeczytałam, że wykonywanie czegoś z wełny, posiadając przy tym wygodne w pracy druty, może stać się powodem do noszenia głowy wysoko i poczucia bycia lepszym.

Z doświadczenia psychologa mogę zapewnić, że przenoszenie własnych ocen i postaw na innych jest niebezpiecznym symptomem, po którym może ( nie musi ) pojawić się coś więcej – np. spiskowa teoria dziejów. Myślę, że warto skupić się na tym, co przynosi radość bez wchodzenia w głębokie analizy, jak bardzo trafi kogoś szlag, że jednak na coś nas stać. Zawiść to podobno wrodzona cecha Czechów, ale mam wrażenie, że nie tylko.



Podgryzająca wełna,  rozgrzewa pobudzając krążenie. Kiedy jednak sweter wykonany jest z wełny na dywany, a podgryzanie staje się gryzieniem, noszenie go nie ma nic wspólnego z przyjemnością mimo wielu zalet jakie posiada. Marnotrawstwem jest  nieumiejętne mieszanie włókien różnych gatunków owiec w jedno i sprzedawanie tego pod nazwą „ wełna”. Ale już zupełnie czym innym staje się   tworzenie mieszanek w celu wykorzystania najlepszych cech gatunku. Do dyspozycji mamy kilkadziesiąt owczych ras ( choć są źródła, które mówią o setkach!). Uważam, że coraz głośniej powinniśmy zacząć wymagać od producentów szczegółowych informacji o produkcie, jaki wypuszcza. Skoro  maszynowo wykonana wełna, zaczyna kosztować tyle, co ręcznie przędziona (?!),  dlaczego ukrywa z czego ją wyprodukował i dlaczego nie stosuje tej tajności wobec wszystkich swoich produktów. Wszak merynosy mnożą się nam na metkach jak grzyby po deszczu i tylko nieliczni producenci nauczeni rzetelności przed laty,  mają jeszcze bfl, wens, icelandic czy corriedale. Podobnie rzecz ma się, że snobistyczną  nazwą „ wełna jagnięca”. Czyżby jagnięta zaczęły posiadać gatunek dopiero po uzyskaniu dorosłości? Tak, jagnięta posiadają wyjątkowo delikatną okrywę, co wynika z naturalnych, biologicznych procesów, ale jagnię lincolna nie staje się nagle merynosem!  Czy ktoś chce mi powiedzieć, że jagnię bfl ma takie same włókna jak devon? Czy nie chodzi o cenę? Jestem przekonana, że  „100% wełna jagnięca ” sprzedaje się zupełnie inaczej niż „  100% wełna jagnięca – woodland”

Prosty zabieg rzetelnego informowania wystarczy, by wiedzieć, czy wełna będzie nadawała się na sweter czy na pakuły. Włókna owiec są zróżnicowane,  tak jak ich rasy. Jedne są delikatne, inne błyszczące, jeszcze inne i błyszczące, i delikatne. Są takie, które doskonale się farbują i takie, z których woda spływa, jak po dobrze nawoskowanym aucie oraz takie, które ufilcowane stają się idealnym materiałem izolacyjnym i absolutnym marnotrawstwem czasu i pieniędzy jest wykonywanie z nich odzieży.


Producenci robią wszystko, by włóczki z owiec były miękkie, a my tę miękkość łykamy jak marcepan. Sama ze zdziwieniem odkrywam opisy wełny, z której można zrobić wszystko. Są tak wszechstronne jak pralka Frania. Jeden program do wszystkiego. Tylko czy na pewno?

Przecież kiedy czytamy opis ras i rady, co można z nich uzyskać, nikt nie ukrywa, że wełna merynosów jest miękka, idealna na swetry blisko ciała, że ma wysoką podatność na filcowanie, więc może jeśli nie jest „ superwash” lepiej nie robić z niej czapek i szali na śnieg i roztopy, a swetry używać  z umiarem i zmieniać,  by  nie nosić ich 6 dni w tygodniu. Jest dobre, poczciwe corriedale i szetland , które takie hopsztosy znoszą  godnie i z pokorą.

Kiedy kupuję  100%  wełnianą włóczkę w cenie 2 dolary za 100 gram, nie oczekuję od niej niczego specjalnego. Podejrzewam, że została wykonana z resztek różnej jakości i zapewne różnych ras. Podejmuję  świadomie wybór i po próbkach oceniam,  co mogę z niej mieć. Ale również nie rwę włosów z głowy,  kiedy wełna za 20 dolarów mechaci się na co bardziej eksponowanych miejscach. To nie wada!  Mechacenie to wypadkowa kilku czynników: rasy, indywidualnych cech danego zwierzęcia, długości włosia, sposobu przygotowania czesanki do przędzenia, samego przędzenia i wreszcie użytkowania. Nie może mnie przecież  dziwić, że wełna dziś nazwana „ baby merynos” ( jagnię merynosa ), wyczesana i sprzędziona delikatnie w singla,  mechaci się na bokach swetra. Będzie , bo musi! Taki sweter po prostu nadaje się do zakładania od wielkiego dzwonu.


Nie dziwi mnie również filcowanie się wełen typu lace, przygotowywanych metodą woolen zamiast worsted. Takie włóczki są niebiańsko miękkie, mięsiste i elastyczne, a ponieważ producenci dobrze wiedzą co robią, są też niebiańsko cudne w kolorze. Sprzedają się na pniu. Sęk w tym, że w praniu filcują się od samego patrzenia, bywa, że nawet w wodzie o stałej temperaturze i prania, i płukania. Taka nitka powinna być gładka, lśniąca, elastyczna, ale elastyczność ma zawdzięczać technice  przędzenia) , a nie rozbijaniu czesanki na atomy. Zamiast powietrza we wnętrzu ma mieć odpowiednio ułożone włókno i najlepiej,  by była nitką podwójną.

Nie odbiera mi oddechu szybko niszczący się sweter wykonany z nici pojedynczej. To najbardziej wrażliwe włóczki,  jakie można wyprodukować,  i o ile dość długo zachowują swój piękny wygląd,  gdy wykorzystuje się je jako wątki do tkania, o tyle w dzierganej męskiej garderobie,  takiej jak szale czy swetry z wysokimi stójkami i golfami , dzieją się z nimi rzeczy,  jakie prządka zna z posługiwania się gręplami. Nić pojedyncza z natury jest lekko skręcona , może się więc rwać i mechacić.






Rozumiem, że dla tych z nas, którzy chcą cieszyć się tylko robieniem na drutach ogarnianie do czego nadaje  się  kupiona   wełna oraz korygowanie opisów producentów  jest zajęciem męczącym żeby nie napisać wkurzającym, ale myślę, że zawsze warto wiedzieć więcej niż mniej.

Odkąd zajęłam się produkcją własnej wełny, nieustająco  w trakcie  przędzenia,  zachwyca mnie materiał z jakiego ją tworzę. To właśnie on powoduje, że ciągle się tym zajmuję. Możliwość przygotowania wełny według wymyślonych przez siebie parametrów  o różnych skrętach i grubościach  w niespotykanych kolorach jest zachwycające! To również odpowiedź na najczęściej zadawane pytanie – dlaczego przędę. Kultywowanie tradycji i posługiwanie się narzędziami znanymi od kilku tysięcy lat  jest niesamowite, ale dla mnie,  ważniejsze jest współczesne podejście do przędzenia.  Stosowanie różnych technik i różnych sposobów przygotowywania przędzy. To komfort posługiwania się materiałem spełniającym wszystkie moje oczekiwania. To pewność, że merynos to merynos, bez kitu. To tworzenie dzianiny niespotykanej przy wełnach komercyjnych. I choć na  blogu wyrobów z mojej wełny ciągle mało , nowy rok  pod tym względem będzie bardzo bogaty ;)


środa, 12 grudnia 2012

37.




Wróciłam.
Długo mnie nie było, bo wybrałam się w bardzo daleką podróż. Było mocno pod górkę i tylko od czasu do czasu dawałam  znać, że jestem. Liczę, że zmieniło się na dobre. Na swojej facebookowej stronie dziękowałam wszystkich za słowa wsparcia i życzenia powrotu do zdrowia. Chcę zrobić to również tutaj. Strach jest rzeczą ludzką, ale jest po ciemnej stronie mocy, więc  kiedy ma się świadomość wsparcia innych, łatwiej go pokonać.

Dziękuję wszystkim, którzy wiedzieli od początku , za każde słowo i życzenie. Dziękuję tym, co nie wiedzieli, bo wiem, że gdybym napisała o tym wprost, wspierali by mnie, jak Ci pierwsi. Dziękuję.

Mam niewiarygodne zaległości we wszystkim. I choć starałam się nie przerywać zajęć, które mnie napędzają , nie byłam w stanie się nimi zająć. Definitywnie zamykam stary, bardzo trudny dla mnie rok. I tylko Opatrzności mogę dziękować, że mogłam go  przeżyć  w Normandii. Teraz,  kiedy płynie we mnie więcej krwi francuskiej ( wierzę, że normandzkiej ) niż własnej, czuję, że sprawy nabiorą innego obrotu.


Dzień dobry!

niedziela, 4 listopada 2012

36.



Pozostałe różności. Oto są. Zdjęcia takie sobie, nie dlatego, że fatalne światło, śnieg, czy jesień, ale dlatego, że wsparte farmakologicznie ;)
Nie wiem, czy widać lepiej, ale inne ujęcia  na razie są nieosiągalne.



Szydełkowe zawieszki i ozdóbki zajmują masę czasu, ale  wyjątkowo ładnie prezentują się jako dodatki.






Kot czuje się u nas jak u siebie i robi, co chce. To wielki indywidualista. Przyszedł do nas głównie dla dodatkowej miski – nie oszukujmy się :) Od paru dni przyprowadza kolegę! I niech mi ktoś udowodni, że zwierzęta nie mówią.






Kolejna wersja „ Normandii” z nieco cieńszej wełny ( alpaka, jedwab, kaszmir – ręcznie farbowana ) niż poprzednia, z mniejszą częścią gładką  udzierganą dżersejem i  ze sporym ażurem, który mnie jednak nie ujmuje, bo uważam, że druty nr 2,75 były za duże . Nie znoszę rozwleczonych wielkich  ażurowych „ ok.” Akceptuję w wersjach mocno designerskich, ale w ażurach szetlandzkich czy estońskich „ haute couture – w sensie mody odjazdowej ” raczej nie występuje ;)





Poza tym przerejestrowałam swoje auto na francuskie numery!  Skończyło  się wcześniej wykupione ( jeszcze w Polsce ) ubezpieczenie i  mogłam to zrobić bez finansowych szkód.  Czuję się,  jakbym urodziła francuskie dziecko ;)  Cała procedura dzięki mojemu M zajęła 25 min. ( razem z drukowaniem tablic rejestracyjnych i oczywiście pobytem w prefekturze).  Naczytaliśmy się „ dobrych rad” rodaków, którzy chyba jednak żyją w innej rzeczywistości niż moja. Kompletnie tego nie rozumiem. Po co straszyć ? Zwłaszcza, jak  problemy większości to po prostu brak potrzebnych dokumentów nadrabiany arogancją…










P.S.1
Ściany na moich zdjęciach nie są brudne.  To atłasowe przecierki ;)
P.S.2
Dziękuję za życzenia zdrowia – wszystkim!  Niestety, na razie, jeszcze potrzebne.
P.S.3
Zdjęcia wklejane od sasa do lasa, ale wiem, że na pewno nie będzie Wam to przeszkadzać ;)