czwartek, 3 stycznia 2013

40.



Miniony rok  był dla mnie rokiem męskich swetrów. I zapowiada się, że to nie koniec. Moje swetry pokochał bez pamięci mój syn, mąż ich znajomi i przyjaciele. Panowie nie wyobrażają sobie wyjścia w chłodny dzień bez swetra ze 100% wełny lub alpaki. Oglądają wzory, omawiają ze mną szczegóły konstrukcyjne i mniej więcej co dwa zdania wrzucają: Tylko wiesz, zrób tak, żeby nie było widać, ze to ręczna robota ;)





Nie obraża mnie to. Nie tylko oni tak mówią. Mówi tak więcej niż 70%, facetów jakich poznałam w Polsce, Czechach i Francji. A kiedy czytam opisy niektórych prac dziewiarskich męskich,  najczęściej znajduje w nich  informację, że motywacją było zrobienie czegoś ręcznie, ale jak ze sklepu ;) Ja również chcę nosić rzeczy, które wyglądają jak od najlepszego projektanta, ale które nie zdradzają nieudolnie wszytym zamkiem, krzywym ściegiem, za grubym do całości siągaczem, że wykonano je w bujanym fotelu. Wykonane wieki temu koronki i dzianiny zachwycają mnie mistrzostwem  nie tylko splotów i kolorów, ale również wykończeniem. Do tego dążę i tak chcę ;)


Czy martwi mnie, kiedy słyszę, że równe oczka z równej wełny może wykonać każda, najgłupsza  maszyna? Nie martwi. Takie maszyny bez przeszkód mogą wykonywać również coś, co mieści się u mnie w twierdzeniu ” To, że umiesz wydziergać wszystko, nie znaczy, że powinieneś to robić”.





Oczywiście wiem, że  motywacji do wykonywania  dzianin jest tak wiele,  jak osób je wykonujących. Jedni robią dzianiny ze  względu na przekonania, historię i zabawy w rekonstrukcje, inni bo uważają, że robienie dzianiny jest tańsze niż jej kupowanie ( nic bardziej błędnego ). Są też tacy, których coś zachwyciło i albo przeraził materiał ( np. akryl ), albo cena ( np. męskie swetry z kaszmiru burberry w cenie ponad 10 000 złotych polskich za sztukę, tu można zobaczyć na własne oczęta). Coraz więcej jest również tych, którzy podejmują ryzyko projektowania własnych wzorów, bo w wełnie widzą niewyczerpane źródło inspiracji. 
I bardzo dobrze. Ale parając się dzianiną trochę bardziej profesjonalnie trzeba pamiętać, że pierwsze z czym trzeba się zmierzyć to stereotyp. Ja, walczę z nimi właśnie wykończeniem







Oto do czego doszłam po naprawdę wielu rozmowach z mężczyznami w sprawie męskich swetrów( tych ręcznie robionych ).

Po pierwsze: nigdy – przenigdy nie robię męskich swetrów bez szwów bocznych. I choć dziergam je na okrągło, szew markujący  jest zawsze!


Podobnie jak Tinki zamki wszywam w dwie plisy. Niekoniecznie obie muszą być wełniane, ale nie zostawiam zamka z widocznym paskiem. Jeśli zamek ma brzydki uchwyt zmieniam go, choćby na pasek z lnu.


Bardzo fajnie wyglądają dziurki do guzików wykonane maszynowo (lub ręcznie z tzw. obszyciem ) . Tak, trzeba przeciąć kawałek plisy i stracić przy ewentualnym pruciu parę metrów wełny, ale jakby nie robić dziurek na drutach, zawsze wyglądają jak dziura w serze.


Męskie swetry lubią męskie dodatki. Mile widziane są szlufki, napy, hafty.


Unikam w męskich swetrach z gotowej, komercyjnej wełny tradycyjnych ściągaczy ( prawo lewo). Wyglądają zawsze topornie i od razu zdradzają, że sweter robiła „ babcia”. Zastępuje je podłożeniem wykonywanym od góry  albo od dołu – w zależności od konstrukcji swetra.

Jeśli sweter robię z własnej wełny, na ściągacze ( jeśli ktoś bardzo je chce ) dorabiam dwukrotnie cieńszą wełnę .


Swetry noszone do pracy, takie w stylu city , wykonuję ze stosunkowo cienkiej wełny (sock).






Jestem ogromnie ciekawa, czy Wasi Panowie chętnie noszą Wasze swetry, a jeśli nie to dlaczego ;)?






Na zdjęciach sweter mojego męża, wykonany z tweedu, według mojego wzoru. Świadomie nie pokazuję go w całości, bo dziś ważne są tylko detale.