Sorbety, sorbety, sorbety…
Uwielbiam. Bardziej niż lody. Już samo patrzenie na nie jest, jak oglądanie szlachetnych kamieni. No, po prostu uwielbiam J
Robię je sama. Bez maszyny. Najbardziej smakują mi limonkowe i cytrynowe z dodatkiem mięty. A że i u nas w końcu gorąco sorbety zalegają w lodówce.
Normandzkie lato bardzo mi odpowiada. Wcześnie rano temperatury są raczej niskie ( 13° ), potem pomału rosną, by koło 17-18 osiągnąć apogeum ( np. 28 ° ). Koło 20 znów spadają i szybko robi się chłodno. Cały czas lekko wieje… ale to mały wietrzyk miły i przyjemny. Do tej pory tylko raz, czy dwa było w nocy parno i gorąco, po Pradze to niewyobrażalna zmiana.
Poza tym moja wieś prowadzi bujne życie towarzyskie. Od kwietnia do teraz było już chyba z 8 imprez, a kolejne przed nami. Festyny, fety, święta kwiatów i mera, ognie świętojańskie pod niebo, na oglądanie których ludzie przyjeżdżają z bardzo daleka ( już nie wszędzie we Francji się je organizuje ), pokazy sztucznych ogni - naprawdę piękne. Parady i hołdy… trzy różne komitety organizacyjne, w tym jeden weteranów, z prezesem Polakiem ! Pomału się poznajemy . Leniwa wieś nie zapowiadała takich atrakcji. Ludziom się chce, pracują a czasem harują społecznie. Śmieją się i akceptują, że nie na wszystkim muszą się znać. Nie wymądrzają się, nie kpią, nie krytykują… no chyba że czasem z kogoś dowcipkują… przy winie , serdecznie.
Za mało się znamy, więc siłą rzeczy wiele rzeczy jest poza mną. Nie rozumiem językowych niuansów, no w ogóle jeszcze mało po francusku rozumiem. Być może trochę przede mną grają, ale chyba tylko trochę. Jestem przecież obca, choć coraz mocniej ich… no, fajnie jest. Zaczynam odczuwać przynależność. Może to moje miejsce ;)
P.S.
Zdjęcia takie sobie. Sorbety szybko topnieją, a ja nie umiem sprawnie przebierać obiektywem ;)