poniedziałek, 19 marca 2012

15.


Wiosna.
Kilka pierwszych, naprawdę ciepłych dni ( 21°) za nami. Normandczycy wylegli w krótkich spodenkach i podkoszulkach do ogrodów. Tną, piłują, koszą, pryskają.
Przędę. Na razie mniej farbuję, ale to tylko dlatego, że kącik do barwienia chcę zorganizować w garażu, gdzie będę też używać drum cardera. Praca na nim to strasznie brudna robota i już w Pradze wymęczyło mnie nieustające po nim sprzątanie. Niby garaż też był, ale bieganie pięć pięter niżej to co innego niż tylko otwieranie drzwi ;)
Druty  nie leżą odłogiem. Jak nie ja. Mam rozpoczętych parę rzeczy. Staram się tego unikać i pracować tylko z dwiema robótkami, ale widać Francja ma swoje prawa … ;)
A za chwilkę rozpoczynam sezon przyjmowania gości i już nie mogę się doczekać !



Dla Was „ Kawusia… no, no, no…” Skąd cytat, no skąd J?


I makaronik z  framboises curd ( kremem malinowym – tak pysznym, że kazałam go przed sobą schować. Zrobiłam go według receptury „ cytrynowej „ tylko zamiast cytryny dodałam gęsty sos z malin. Kto by chciał zrobić, musi nieco dłużej " kręcić ".  Wolniej  gęstnieje.)


Update dla Kankanki:

Jeśli dobrze wybrałam, chodziło chyba o ten ?

niedziela, 11 marca 2012

14.


Każde miejsce do życia ma swoje blaski i cienie.
Dziś o blaskach -  subiektywnych, ważnych dla mnie ;)



Moda
Jest wszechobecna. Skróty najważniejszych kolekcji  pokazuje się w dziennikach ogólnokrajowych. A program Arte, który staje się moim ulubionym często przybliża sylwetki wielkich kreatorów i pokazuje warsztat ich pracy. Magazyny o modzie nie kosztują majątku,   jak w Polsce ,  Czechach,  i Moskwie (  ale tam mieszkałam tylko pół roku, więc  się nie liczy ;)).  Można bez większego kłopotu zapisać się na kursy haftu do atelier ,  gdzie ręcznie przygotowuje się kolekcje haute cuture.  Zabawa jest kosztowna ,  ale miło oglądać profesjonalnie wykonane rzeczy  i wiedzieć jak  je zrobić.  Nieodmiennie  bawią mnie  kolekcje  gdzie pajety, kryształy , koronki ( ozdoby )  przyszywane są na okrętkę lub fastrygą ;)
Język
Przepiękny . Dzięki temu , że tu jestem w końcu się go nauczę. A w nagrodę czekają  na mnie opracowanie historyczne, artystyczne, polityczne. I tylko trochę  wkurza, że nauka zajmie mi więcej niż 3 miesiące J)))



Kuchnia
Nie od dziś wiadomo, że zacna. Nie ma co zachwalać. Włoską kocham taką samą miłością, a może i większą, ale to tu mam zamiar podszkolić się w technice.  Można to osiągnąć nie wychodząc z domu ;)
I jeszcze uwaga o makaronikach. Upiekłam kolejne dla Francuzów. We wtorek będą ich próbować ( i oceniać  ;). Jednocześnie sprawdzam, czy działa podany  przeze mnie przepis , bo zmartwiła mnie wiadomość od Agi, że nie urosły.  Tym razem  do przepisu dorzuciłam kakao.  Udały się – mają śliczne falbanki, ale części popękała skórka. Mam wrażenie, że to dlatego, iż kakao za bardzo zagęściło mi masę. Tak czy siak  wniosek  taki. Przepis  jest nienajgorszy. Ale najważniejsze jest  ubijanie piany. Nie za mocno, nie za słabo. Trzeba robić to często, by nabrać wprawy J
Zgodnie z obietnicą złożoną Laurce, pokazuje też te popękane, żeby nie było, że wszystko takie cacy !



Buty
Kocham, pewnie jak każda z nas. Ostatnio nie mam do nich szczęścia.  Jak ładne to niewygodne, jak wygodne to brzydkie, a jak idealne to cena , za która mogę kupić wagon wełny ;) 
I nagle olśnienie – wczoraj w czasie zakupów. Moje mokasyny sprzed 25 lat są w sprzedaży! Może nie  takie same. Ale! Głęboko wycięte, długie, płaskie i  ten kolor !



Już wiem, że producent ma podobny model na ładnym słupku, więc tez je posiądę i tak sobie będę paradować czego i Wam serdecznie życzę J))

piątek, 9 marca 2012

13.


Nie samą pracą i nauką człowiek żyje. A już nie na pewno nie człowiek taki jak ja ;)
Diety poszły w odstawkę , bo  mieszkać we Francji i się odchudzać  to test dla najmocniejszych. A ani ja, ani M tacy nie jesteśmy.
Jemy , pieczemy i testujemy – z umiarem rzecz jasna,  a by uspokoić sumienie,  ćwiczymy ;) 
W naszym domu pojawiły się  makaroniki. Zresztą nie tylko u nas,  na świecie aktualnie trwa makaronikowa histeria.  Można jechać do Paryża po te najdroższe ( od Laduree lub Pierre Herme ), ale  można je zrobić  samemu. Niestety,  pierwsze próby były  opłakane. Makaroniki przypominały pękate i pulchne bezy. Bez finezji i bez chęci celebrowania przy nich kawy. Prawdziwy makaronik nie może mieć gładkiego brzegu i matowej skórki. Musi być błyszczący , płaski, z falbanką dookoła. No taka fanaberia J


Porzuciłam   polskie przepisy i udałam się do francuskich źródeł.  Wyszły , bez modlenia i krzyżowania palców.  Makaroniki francuskie to  coś  innego niż  włoskie specjały o tej samej nazwie . Francuskie są warstwowe, nadziewane, bardzo delikatne, mają  chrupiącą skórkę i niezwykle ciągutkowaty  środek.
Bywają w wielu kolorach i smakach. Ja, zdecydowałam się na klasyczne z kremem czekoladowym ( ganache )  oraz cytrynowym ( lemon curd ).  Robi się je szybko, a nie zapomina długo. Jeśli ktoś zechce podam przepis.




Smacznego!

Uzupełnienie z przepisami

Makaroniki
125 gram drobno zmielonych migdałów
250 gram cukru pudru ( ale można dać troszkę mniej np. 200 )
100 gram białka ( zazwyczaj to 3 białka i lepiej by go było mniej niż więcej )
20 gram drobnego cukru.

1.       Mieszamy migdały z cukrem pudrem bardzo dokładnie. Jeśli migdały mają zgrubienia, przesiewamy przez sito. Jeśli możecie kupić tylko płatki migdałowe, możecie je domielić. Najlepiej dodać do tego mielenia cukier puder, by z migdałów nie zaczął wydobywać się tłusty olejek. Odradzam mielenie całych migdałów, chyba że macie czas na ich suszenie.
2.       Ubijamy białka na sztywno, ale jedynie tak, by piana trzymała się miski po odwróceniu. Mocniej nie trzeba, bo wyjdą popękane bezy. Po ubiciu piany wrzucamy 20 gram drobnego cukru i miksujemy max. 3 minuty.
3.       Do piany wrzucamy wymieszany cukier z migdałami. Ale nie cały od razu, tylko podzielony na trzy części. Mieszamy delikatnie. Masa ma być elastyczna i lśniąca, podobna do bardzo gęstej śmietany.
4.       Jeśli chcemy by makaroniki miały jakiś kolor teraz dodajemy barwnika spożywczego lub 15 gram kakao.
5.       Ciasto nakładamy do rękawa cukierniczego lub woreczka i wyciskamy na śliski papier do pieczenia lub podkładkę silikonową  kleksy  takie mniej więcej  1,5 -  2 cm. Zachowujemy odstępy, bo ciasto się jeszcze rozleje.
6.       Po  wyciśnięciu całości ciasta, uderzamy blachami o blaty, by pozbyć się niepotrzebnego powietrza. Można też blaszki postukać od spodu jeśli ktoś nie lubi walenia J
7.       Makaroniki pozostawiamy do przeschnięcia na 15- 30 min. Po dotknięciu palcem nieupieczone  ciasto nie powinno przykleić się do palca.
8.       Nagrzewamy piekarnik do 150 stopni i lepiej by była niższa niż za wysoka. Wybieramy opcje z termo obiegiem, a jak ktoś nie ma najlepiej zostawić nieco uchylone drzwiczki.
9.       Pieczemy max. 15 min.
10.   Zdejmujemy dopiero jak ostygną! Uwaga są bardzo delikatne.
11.   Na połowę rozkładamy rękawem cukierniczym kremy. Nakładanie łyżeczką może spowodować połamanie makaroników L

Najlepiej zostawić je na 24 godziny w chłodnym miejscu do dojrzewania. Są boskie… ale kto by dał radę doczekać ;)

Krem cytrynowy ( lemon curd ).
3 cytryny
3 żółtka ( te od białek ;)
85 gram masła
½ szklanki drobnego cukru

Ścieramy skórki z cytryn. Wyciskamy sok. Żółtka rozbełtujemy widelcem, dorzucamy cukier i sok z cytryny.  Ubijamy razem na parze aż masa osiągnie konsystencję jogurtu – jeśli ktoś chce może mierzyć temperaturę masy. Ma mieć nie więcej niż 75 C. Zdejmujemy z pary, dorzucamy skórkę oraz masło i mieszamy do rozpuszczenia masła. Odstawiamy do wystygnięcia. Curd może stać parę dni w lodówce, w słoiczku.
Zamiast cytryny można dać pomarańcze, albo sok z malin, albo co tam komu do głowy przyjdzie.

Krem czekoladowy ( ganache )
200 lub 250 gram gorzkiej czekolady, drobno posiekanej
250 ml. śmietanki 35 % J
60 gram masła
Gotujemy śmietanę. Jak zawrze, zdejmujemy i wlewamy do czekolady, mieszamy. Dorzucamy masło ( również drobno pokrojone ). Kiedy uzyskamy jednolitą masę, odstawiamy do ostygnięcia.
Chować przed facetami J)


czwartek, 1 marca 2012

12.

Trois
Trzy kolory i trzy rodzaje włókien.
BFL, corriedale, szetland.
 Każdy inny . Połączę  je w jednej chuście.
 Od zawsze podobały mi się takie pomysły, a teraz dorosłam do tego, by taki mieć .  Poza tym, chcę zobaczyć, jak  wyrób z różnych gatunków owiec  wygląda użytkowany  w taki sam sposób, w takim samym czasie,  przez taki sam okres.



Podobnie jak Kalina rozpoczęłam poszukiwania wełny idealnej. Chcę mieć taką, która po 10 latach ciągle wyglądać będzie jak nowa. Do swetrów codziennych nie nadaje się nic super miękkiego, ale na takie zakładane raz w miesiącu to i owszem.  Dobrym wyborem może być właśnie 100% bfl, corriedale, szetland, ale jeszcze lepszym  mieszanka.  A skoro umiem prząść … wszystko w moich rękach :)
Ukręciłam ponad 800 gram.  Na normalne szpule  majacraft udało mi się nawinąć  po 200 gram singli ( ! ) . Motki nie są równe, ale też  przestałam dbać o to, by były jak ze sklepu. Jedne mają 97 gram inne 140. Średnia na 100 gram dała mi 450 m wełny potrójnej i przyjemnie elastycznej ( świadomy zamiar ).


W powietrzu wiosna.  Na polach trwają prace. Ptaki latają jak oszalałe, a wokół mnie zapada czasem taka cisza,  jak w Lądku Zdroju Kurorcie :)
Rozpoczęłam intensywną naukę języka. Zaparłam się, ale to będzie cud, jeśli go szybko opanuję :)