Nie samą pracą i nauką człowiek żyje. A już nie na pewno nie człowiek taki jak ja ;)
Diety poszły w odstawkę , bo mieszkać we Francji i się odchudzać to test dla najmocniejszych. A ani ja, ani M tacy nie jesteśmy.
Jemy , pieczemy i testujemy – z umiarem rzecz jasna, a by uspokoić sumienie, ćwiczymy ;)
W naszym domu pojawiły się makaroniki. Zresztą nie tylko u nas, na świecie aktualnie trwa makaronikowa histeria. Można jechać do Paryża po te najdroższe ( od Laduree lub Pierre Herme ), ale można je zrobić samemu. Niestety, pierwsze próby były opłakane. Makaroniki przypominały pękate i pulchne bezy. Bez finezji i bez chęci celebrowania przy nich kawy. Prawdziwy makaronik nie może mieć gładkiego brzegu i matowej skórki. Musi być błyszczący , płaski, z falbanką dookoła. No taka fanaberia J
Porzuciłam polskie przepisy i udałam się do francuskich źródeł. Wyszły , bez modlenia i krzyżowania palców. Makaroniki francuskie to coś innego niż włoskie specjały o tej samej nazwie . Francuskie są warstwowe, nadziewane, bardzo delikatne, mają chrupiącą skórkę i niezwykle ciągutkowaty środek.
Bywają w wielu kolorach i smakach. Ja, zdecydowałam się na klasyczne z kremem czekoladowym ( ganache ) oraz cytrynowym ( lemon curd ). Robi się je szybko, a nie zapomina długo. Jeśli ktoś zechce podam przepis.
Smacznego!
Uzupełnienie z przepisami:
Makaroniki
125 gram drobno zmielonych migdałów
250 gram cukru pudru ( ale można dać troszkę mniej np. 200 )
100 gram białka ( zazwyczaj to 3 białka i lepiej by go było mniej niż więcej )
20 gram drobnego cukru.
1. Mieszamy migdały z cukrem pudrem bardzo dokładnie. Jeśli migdały mają zgrubienia, przesiewamy przez sito. Jeśli możecie kupić tylko płatki migdałowe, możecie je domielić. Najlepiej dodać do tego mielenia cukier puder, by z migdałów nie zaczął wydobywać się tłusty olejek. Odradzam mielenie całych migdałów, chyba że macie czas na ich suszenie.
2. Ubijamy białka na sztywno, ale jedynie tak, by piana trzymała się miski po odwróceniu. Mocniej nie trzeba, bo wyjdą popękane bezy. Po ubiciu piany wrzucamy 20 gram drobnego cukru i miksujemy max. 3 minuty.
3. Do piany wrzucamy wymieszany cukier z migdałami. Ale nie cały od razu, tylko podzielony na trzy części. Mieszamy delikatnie. Masa ma być elastyczna i lśniąca, podobna do bardzo gęstej śmietany.
4. Jeśli chcemy by makaroniki miały jakiś kolor teraz dodajemy barwnika spożywczego lub 15 gram kakao.
5. Ciasto nakładamy do rękawa cukierniczego lub woreczka i wyciskamy na śliski papier do pieczenia lub podkładkę silikonową kleksy takie mniej więcej 1,5 - 2 cm. Zachowujemy odstępy, bo ciasto się jeszcze rozleje.
6. Po wyciśnięciu całości ciasta, uderzamy blachami o blaty, by pozbyć się niepotrzebnego powietrza. Można też blaszki postukać od spodu jeśli ktoś nie lubi walenia J
7. Makaroniki pozostawiamy do przeschnięcia na 15- 30 min. Po dotknięciu palcem nieupieczone ciasto nie powinno przykleić się do palca.
8. Nagrzewamy piekarnik do 150 stopni i lepiej by była niższa niż za wysoka. Wybieramy opcje z termo obiegiem, a jak ktoś nie ma najlepiej zostawić nieco uchylone drzwiczki.
9. Pieczemy max. 15 min.
10. Zdejmujemy dopiero jak ostygną! Uwaga są bardzo delikatne.
11. Na połowę rozkładamy rękawem cukierniczym kremy. Nakładanie łyżeczką może spowodować połamanie makaroników L
Najlepiej zostawić je na 24 godziny w chłodnym miejscu do dojrzewania. Są boskie… ale kto by dał radę doczekać ;)
Krem cytrynowy ( lemon curd ).
3 cytryny
3 żółtka ( te od białek ;)
85 gram masła
½ szklanki drobnego cukru
Ścieramy skórki z cytryn. Wyciskamy sok. Żółtka rozbełtujemy widelcem, dorzucamy cukier i sok z cytryny. Ubijamy razem na parze aż masa osiągnie konsystencję jogurtu – jeśli ktoś chce może mierzyć temperaturę masy. Ma mieć nie więcej niż 75 C. Zdejmujemy z pary, dorzucamy skórkę oraz masło i mieszamy do rozpuszczenia masła. Odstawiamy do wystygnięcia. Curd może stać parę dni w lodówce, w słoiczku.
Zamiast cytryny można dać pomarańcze, albo sok z malin, albo co tam komu do głowy przyjdzie.
Krem czekoladowy ( ganache )
200 lub 250 gram gorzkiej czekolady, drobno posiekanej
250 ml. śmietanki 35 % J
60 gram masła
Gotujemy śmietanę. Jak zawrze, zdejmujemy i wlewamy do czekolady, mieszamy. Dorzucamy masło ( również drobno pokrojone ). Kiedy uzyskamy jednolitą masę, odstawiamy do ostygnięcia.
Chować przed facetami J)
a już myślałam, widząc miniaturkę, że to kolejne motki:))) hihi.... ja poproszę przepis, chętnie wypróbuję.... swoją drogą, parę dni temu chodziło mi po głowie, aby zapytać o kuchnię francuską... tzn bardziej chodzi mi o "codzienne jadło we Francji" :D ps. zdjęcia mistrzowskie!
OdpowiedzUsuńMadziu, no to we właściwym czasie zamieściłam tę notkę :) Niedługo sama zamienię się w motek, więc mała odmiana wskazana :)
UsuńKuchnia francuska, niestety, jest świetna, co wiemy już od dawna i słusznie się jej obawialiśmy. Desery bez masła i śmietanki prawie nie istnieją, podobnie jak samożone ryby. Do tego mieszkamy w tej części, gdzie tego masła i śmietany jest tyle i takiej jakości, że tylko nasze Babcie coś takiego pamiętają. Wyobrażasz sobie masło bez wody :)?
Po Czechach to miła odmiana.
W knajpkach jedzenie jest bardzo dobre, a w restauracjach wyśmienite. Trzeba się mocno postarać, żeby trafić tak sobie.
Przepis zamieszczę w notce, jako uzupełnienie.
No i dziękuję za pochwałę zdjęć! Ciągle się ucze i nie za bardzo znam, ale te mi się też podobały.
Od dzisiaj jestem Twoją fanką nie tylko z powodu wełny... zdecydowanie raz na jakiś czas miło by było przeczytać przepis pisany Twoją ręką, ze wskazówkami:D Jak dobrze, że u mnie w markecie są mielone migdały! :) Dziękuję za przepis.
UsuńNo dobrze, ja bardzo, bardzo, bardzo nie chcę tego przepisu!!!
OdpowiedzUsuńAle... po takich zdjęciach i takim zachwalaniu, przecież nie byłabym sobą, żeby mnie nie podkusiło je zrobić. Mogę później w ramach ekspiacji poćwiczyć więcej :)))
Ha,ha...
UsuńTy możesz jeść wszystko. I tak będziesz piękna.
Zdjęć ciągle się uczę. Poza poziom amatorski nie wylezę, ale fajnie, że cieszą nie tylko mnie :)
Przepis podam w uzupełnieniu do notki :)
Makaroniki dla mnie to nazwa ciasteczek z dzieciństwa, o kształcie paluszka albo biszkopta podłużnego. Przepis był z bardzo starej książki kucharskiej, którą namiętnie jako dzieci oglądaliśmy, nie udało mi się jej odziedziczyć, dzisiaj przepisu już nie pamiętam. Przepis francuskich makaroników koniecznie wart poznania, ta politurka na wierzchu pięknie wygląda, jak lukier.
OdpowiedzUsuńKryniu, smaki i zapachy dzieciństwa to wielka sprawa. Może jeszcze , gdzieś, uda Ci się odnaleźć na nie przepis. Myślę, że warto szukać.
UsuńA politurka na moich robi się sama :)
Przepis dorzucę do notki.
A czemuż Ty pytasz, czy zechce ?
OdpowiedzUsuńUwielbiam bezy, domowe, klasyczne, to i makaroniki dla mnie są w sam raz.
Proszę mnie nie kusić, tylko podać przepis i następnym razem, jak będzie mowa o jedzeniu, od razu podać pełny zestaw: foto + przepis. :-)))
Bo pomyślalam,że dziewiarki to niekoniecznie kucharki :)))) I co się będę pchać z przepisem.
UsuńNo, ale jak Ty mi tak, to zamieszczam :)
W uzupełnieniu do notki i od razu z receptą na kremy :)))
zdjęcia pierwsza klasa!
OdpowiedzUsuńjasne, że czekam na przepis, ja tam nie lubię sobie odmawiać smacznych rzeczy w imię ładnej figury (której i tak już nie mam :D ) Uroda i tak pójdzie sobie kiedyś, a nie chcę, żeby na łożu śmierci dręczyło mnie wspomnienie czegoś dobrego co mnie ominęło ;)
Agu, dziękuję!
UsuńJa, niestety, czasem daję się omamić dietom , bo kuszą mnie te cholerne małe ciuchy w sklepach...
Mam jednak nadzieję, że w końcu wyrosłam ze schlebiania swoim wyglądem :) Tez nie chcę załować :)))
Przepis w notce.
To ja chcę przepis :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Tak jest, już dopisuję :)))
UsuńBuziaki!
Ha, ha... Laurko, będę pamiętała i jak coś mi nie wyjdzie, a nie wychodzi jak każdemu zrobię zdjęcia specjalnie dla Ciebie :)
OdpowiedzUsuńTamte pierwsze też były ładne, tylko pękate zupełnie jak ja :)
Przepis dorzucam do notki :)
Właśnie Jej to napisałam :)))
OdpowiedzUsuńBo w końcu jakie ma znaczenie jak wyglądamy!
No no,czyli nie tylko ja zimową porą sobie pozwalałam.Jak do tej pory to różne drożdżowe za mną chodziły i nadal chodzą, co skutkuje za ciasnymi spodniami,ale makaroniki chętnie.Na Nowogrodzkiej w Warszawie była tak przedwojenna cukiernia w której można było zakupić pyszności, makaroniki także.Ciekawa jestem czy choć trochę przypominały te francuskie.No to czekam na przepis,jak tyć to przynajmniej z przyjemnością.Buziaki!!!
OdpowiedzUsuńMarylko, no nie można sobie wiecznie wszystkiego odmawiać :) A w Twoje zaciasne spodnie to ja jednak nie wierzę :)))
UsuńUściski!
Bo ty mnie Basiu,dobrze nie znasz.A ja zawsze zimą przybieram jak rzeka w czasie roztopów,tak raz mniej, raz więcej,ale w tym roku już 4kg w stosunku do czasu w jakim mnie widziałaś(a zdarzyło się i więcej). Rozkłada mi się to niestety w partiach dolnych i dlatego problem ze spodniami.A i coraz trudniej toto zrzucić jak już chcę zrzucić. Ale póki co jakoś mi się nie chce.Buziaki!!!
UsuńDzięki za przepis,na pewno wypróbuje;-)))
UsuńFan...nie masz litości...a co z moim "Montiniakiem"??
OdpowiedzUsuń;))
Ale na Święta to przydałyby się...proszę o przepis...
Bardzo serdecznie pozdrawiam!
Spesuniu, w końcu co nam z tego życia jak ciągle tylko walka i diety :) Czasem po prostu trzeba :)
UsuńPrzepis już jest w uzupełnieniu :)
..no ja i moja silna wola od 10 lat walczymy ze smakolykami francuskimi :)
OdpowiedzUsuń..czasem sie udaje...czasem nie :)
I ja Cię za to podziwiam :))))
UsuńRety, jakie pyszności! A ja właśnie dziś postanowiłam wziąc się za siebie i na dietę wrócic :(
OdpowiedzUsuńNo to pech. Ja, cały ubiegły rok byłam na diecie - z powodzeniem zresztą. W tym z oczywistych względów postawiłam na ćwiczenia, ale jak widzisz, będę musiała dłuuuuuuugo ćwiczyć :)
UsuńJa ze wszystkich slodkosci najbardziej lubie.....ogorki!Niestety do kawy sie nie nadaja, wiec chetnie z przepisu skorzystam,bo sa piekne i wygladaja na smakowite.
OdpowiedzUsuńA ze smakow dziecinstwa to pamietam babcina bule,zwana tez u naz pierogiem, z chlebowego pieca!Prawie bez cukru,smakowala mi jak nie wiem co z wedlina ,ale czasem wystarczyl kleks smietany(wiejskiej),odrobina cukru na to i hulaj dusza!I jeszcze amoniaczki,takie wyciskane z maszynki do miesa przez specjala nakladke!Och,dziecinstwo! Bylo ,minelo!Teraz makaroniki!Pozdrawiam wiosennie!godlesia
Godlesiu, ja pamiętam te nakładni na maszynki i te długie dziecięce wybory, na jaki kształt się zdecydować najpierw :)
UsuńAle dzieciństwo to dla mnie głównie bawarka i baba drożdżowa z kruszonką u Babci ;)
Zapach budził mnie rano...
Cudnie było :)
Moja babcia mieszkala na wsi,wiekszosc wakacji do pewnego czasu spedzalismy wlasnie tam.Bez buly nie bylo wakacji.No i jeszcze twarog,taki dopiero co wyjety z lnianego woreczka.A bawarka tez ,ale te przygotowywala juz druga babcia,ta ktora mieszkala z nami.I jeszcze zacierka na mleku,na slono.Mmmmmmmmmmmm.....godlesia
Usuńmmmm a ja jestem łasuch straszny ..... a moja mama wyprawia pojutrze imieniny i dziś mniej więcej od południa zastanawia się co upiec .... no to już nie muszę kończyć :)))
OdpowiedzUsuńChmurko, będę trzymała kciuki żeby się udały :)))
UsuńNo i serdeczności dla Mamy :)
uwielbiam te ciastka zwłaszcza za wygląd,dzięki za przepis,dam znać jak wyszło i czajniczek boski!!
OdpowiedzUsuńa dostałaś mejliczka mojego?
pozdrawiam a
.
Amelko, rób i pisz jak poszło. Mam nadzieję, że przepis ma działanie ponad granicami :)
OdpowiedzUsuńA czajniczek jest taki malenki, w zasadzie to mlecznik do jednej, specjalnej filiżanki. Jak już zostanę bogata ( bo dorobię się na wełnie i dzianinie ) to kupię cały taki komplet :)))
A mail chyba nie doszedł :(
az mi slinka pociekla...a ja nie mialam pojecia,ze to sie nazywa makaroniki...pozdrawiam ania
OdpowiedzUsuńAniu, już tylko zostały po nich zdjęcia...nam też ciekła :)))
UsuńWyglądają niesamowicie smakowicie, piękne zdjęcie, a myślę, że i ich smak jest też boski :)
OdpowiedzUsuńDzięki za przepis - przyda się z pewnością.
pozdrawiam :)
Dziękuję :)
UsuńByły naprawdę wyborne, ale ze smakiem jak z gustem :) Jeśli jednak ktoś lubi migdały i tę lekko ciagutkowatą strukturę, na pewno się w nich zakocha :)
Nazwa dosyć myląca, nigdy nie próbowałam takich łakoci, wyglądają apetycznie, muszę się skusić bo uwielbiam migdały.
OdpowiedzUsuńMuna, to prawda makaroniki mają niewiele wspólnego z makaronem :) Jeśli lubisz migdały to na pewno coś dla Ciebie :)
UsuńA ja tak się zastanawiałam, kiedy Ta Fanaberia Nasza coś jednak z innych przyjemności, nie tylko "dusznych", nam tu zaprezentuje. Przyznaję, dawałam Ci 3 miesiące...I jaki super słodki post. Lubię makaroniki, nie zawsze udają mi się takie, jak powinny, ale zjadam bez problemu wszystkie. Dziękuję za przepis, bo jest troszkę inny. Wypróbuję w najbliższym czasie. Serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo to widzę, całkiem nieźle się już znamy :)))
UsuńWłaśnie przygotowuję czekoladowe, ale tym razem dla większej grupy niż tylko my. Będą oceniać Francuzi, w środę napiszę co dostałam :)))
dostałam ślinotoku przed komputerem :D
OdpowiedzUsuń:)))
Usuńzrobiłam, teraz stygną, ale coś skopałam, bo nie są takie śliczne jak Twoje, tylko płaskie placki mi wyszły, zjadliwe oczywiście ;) Pan Mąż właśnie cytrynowy krem pichci, on cierpliwy jest i dokładny, więc już się kremu doczekać nie mogę :P
OdpowiedzUsuńOj:(
UsuńTo niedobrze,bo myślałam, że to super przepis! Ja właśnie pichcę kolejne. Napiszę jak wyszły.
Może jednak za mało była ubita piana. Bo to trzeba wyczuć - nie za dużo, nie za mało.
A może to jakaś makaronikowa klątwa, że pierwsze nie wychodzą :) Dzięki bogu każde dają się zjeść :)))
jak nie doszedł?!!!..odpisałam od razu i grzecznie czekam..ech te twoje internety,zaraz raz jeszcze puszczę!!!
OdpowiedzUsuńamelko, zaczynam podejrzewać jakieś wrogie służby o niecne działania.
UsuńMaila jak nie było, tak nie ma :(
Basiu... jak można się odchudzać z takimi przysmakami!!!!! Od zdjęcia mi ślina pociekła, zapchałam się więc jabłecznikiem z pianką swojej roboty, ale ten przepis DZIĘKI!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńAniu, jabłecznik też pychota. Na pewno był przesmaczny :)))
UsuńDzieki Fan!!
OdpowiedzUsuńSprobuję na Święta!