sobota, 17 sierpnia 2013

58.


 Zaczynamy. Osnowa w nicielnicach.



Tkacka Golgota, czyli o doświadczeniach niedoświadczonej tkaczki.

Z krosnami podłogowymi miałam do czynienia tylko parę razy, i tylko wówczas kiedy były osnute i powiązane.  Oczywiście wiedziałam co z czym i dlaczego, ale głównie teoretycznie. Krosna stołowe i backstrap to zupełnie inna bajka.

Kiedy  poprzednia właścicielka moich krosien powiedziała: ”Gdy je dobrze nastroić, pięknie grają ” , nie sądziłam, że  przekłada się to na  cztery dni leżenia na brzuchu, na podłodze! Teraz też całkowicie rozumiem dlaczego w krosnach porzuciła dwa stopnie i jeden rząd półstopni, wiążąc je w prostszy system.

Śmiało mogę powiedzieć, że snucie i przewlekanie ogromnej ilości nici , jest niczym w porównaniu do wiązania sześciu stopni w systemie countermarch w krosnach, w których tylko cudem jest to możliwe.

 Widoczny system "zagęszczania" płochy. Po praniu paseczki zniknęły.



Było tak.

Po renowacji osnułam krosna i wykonałam parę niedbałych próbek, na cztery stopnie. Koniecznie chciałam sprawdzić, że złożyłam je prawidłowo, i że zrozumienie jak działają, wystarczy do ich wiązania. Skrupulatnie wypisałam sobie ich moce i słabe strony . Próby pokazały, co robię źle np. z dobijaniem płochy, jak gęstość osnowy wpływa na wzór i że nie to co piękne, pięknie mi wychodzi. Nie chcąc tracić czasu na kolejne zabawy we wzorki, zdecydowałam, że zrobię  bawełniany szal. Wybrałam wzór/ małe, zgrabne i wybaczające niedoświadczenie „overshociki”/, wyliczyłam czego ile mi potrzeba, pracowicie wybrałam nicielnice i odwiedzili mnie goście J Goście przyjechali zwiedzać Normandię, z rękodziełem obeznani , a z tkaniem całkiem na bieżąco, więc po odebraniu ich z lotniska, bez przeszkód mogłam zabrać się za kontynuowanie prac nie raniąc ich spokoju.



 Usztywnione nicielnice. Każda na swojej wysokości. Koszmar, ale skuteczny.


Związanie czterech stopni było igraszką. Nauczona „próbkowym doświadczeniem” wiedziałam, że książkowy sposób pracy z usztywnionymi nicielnicami  u mnie nie działa. Każdorazowo muszę sprawdzać przesmyk. Ani nicielnice, ani rzędy półstopni, że o stopniach nie wspomnę, nie trzymają u mnie żadnej linii. Kładłam się , wstawałam, kładłam – wstawałam, a rozczarowanie rosło. Piąty i szósty  stopień  skutecznie zakłócały pracę  pierwszych czterech. Rozwiązywałam, przewiązywałam i padałam pod krosna. Niewiele osób wie, choć moi bliscy tak, że jak słyszę, że się nie da, dostaję szału. Goście w cichości i w lekkiej trwodze przyglądali się wieczorami mojej walce.  Na pomoc rzucił się mąż, choć o tę pomoc też walczyliśmy. On, że już wie jak, ja że teraz „ za pięć dwunasta” nigdy nie odstąpię. W końcu się udało. Powstały przesmyki w każdej kombinacji i przy pracy każdego stopnia. Otwierały się tylko na tyle, by włożyć czółenko, ale działały! Niezbędne okazało się nawiercenie dodatkowych dziurek na stopniach ( obwiązania niewiele by dały, bo pod naporem jaki powstawał, po prostu by się przesunęły). I chwała mojemu mężowi, że niczego nie muszę przed nim udawać i że słowa uważane powszechnie za obelżywe, których używam zawsze, gdy ciśnienie mi wzrasta i filozofia zen zawodzi, nie wprowadzają go w zdumienie, z kimże to się od lat zadaje :)



 Stopnie w spoczynku. Pierwszy prawie pionowo. Tylko tak pozwolił pracować innym.



Radość moja była ogromna, więc rzuciłam się do tkania, a tu… niespodzianka. Za gęsta płocha! Powstające płócienko pokazało głównie nici osnowy. Wprowadziło mnie to w niezłe zdumienie. Ja, która uciekała na backstrapie od typowego dla niego wzoru osnowy, bez wysiłku uzyskałam go na krosnach podłogowych. Jak nie wierzyć w przeznaczenie?

No i po raz kolejny przekonałam się, że zamieszczane to tu, to tam pomoce dydaktyczne ( mam na myśli książki poświęcone tkaniu ) np. o tym, jak przewlekać poszczególne grubości nitek przez płochę, należy traktować bardzo orientacyjnie. Mogłam to zmienić. Rozwiązać osnowę i przewlec ją nieco luźniej, z wyliczeń wynikło, że 5 nitek na cal mniej byłoby ok., ale nie miałam siły. Poza tym, jak przytomnie zauważyła któregoś wieczoru znajoma, dzięki temu zielone boki są wyraźne  i po prostu ładnie to wygląda.



 Szal zaraz po zdjęciu z kosien.


Overshot’y stanowiła 24 nitkowa sekwencja, którą udało mi się założyć na nicielnice bezbłędnie, jednak jej wybieranie to u mnie wielka improwizacja. Ogromnie się starałam, ale rozmowy i zapamiętywanie, co właśnie zrobiłam, chyba mi nie służyły. Nie miało to wielkiego znaczenia, bo wzór i tak był inny niż ten, który miał powstać. Pewna jego część została całkowicie schowana przez osnowę, ale też i to, co zostało, uwidoczniło się w dwójnasób. Mniej więcej w połowie, przy kolejnym błędzie straciłam nadzieję, że jakość to będzie wyglądać. Widziałam niedoskonałe brzegi ( nadal są brzydkie, ale ile mnie nauczyły), gęste i nierówne sploty płótna ( przewlekałam szczeliny po klika nitek), a wielkie oczy znajomej, kiedy dowiedziała się, że szal robię z szydełkowej bawełny, kazał sądzić, że „ nie idę na sukces” J

Dotarłam do końca, zła, że ta najprzyjemniejsza część tkania za mną, odcięłam całość i położyłam na podłodze. Zamarłam w zachwycie. Spodobało mi się wszystko. I bez wątpienia, mimo wielu niedoskonałości,  szal będzie wędrował ze mną na normandzkie plaże bardzo często.



 Szal po praniu i prasowaniu.
 

Metryczka:

Nici: bawełna 16/2

Płocha: 10, ale przewlekana na 25

Wzór:  ajoure suedois  z „ Tissage 600 diagrammes”

Wielkość szala po zdjęciu z krosien bez frędzli: 180 X 50cm

Wielkość szala po wykończeniu i praniu bez frędzli: 169 x 47cm

Kurczliwość wzdłuż i w poprzek – ok. 6%



Do zrobienia:

Odnaleźć konstruktora krosien i położyć go pod nimi. Uwolnić , gdy uzyska przesmyk wielkości kota, może być leżącego :)



Może nie ósmy cud, ale jednak :)

P.S.

Wybaczcie, że nie komentuję Waszych wpisów na Waszych blogach. Staram się czytać regularnie, ale mnogość zajęć powoduje, że czasu mam coraz mniej. Nie będę również w stanie odpowiadać na każdy komentarz u siebie. Wszystkich, którzy chcieliby napisać do mnie więcej, zapraszam do maila. Serdeczności!

14 komentarzy:

  1. Szal piękny. Nie znam się na tkactwie, ale gratuluje wytrwałości. Myślę, że tacy ludzie jak Ty pchają ten świat do przodu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak czytam to co piszesz o pracy na tych krosnach, to wierzyć mi się nie chce, że coś takiego jest do opanowania przez umysł ludzki!.... *^v^* Szal wyszedł niesamowity, a to dopiero pierwsze koty za płochy, aż strach pomyśleć, co utkasz, jak już opanujesz tego potwora! *^-^*~~~

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie chcę myśleć, jakich słów bym używała przy przygotowywaniu tego urządzenia do pracy... Jedno jest pewne - to nie dla mojej cierpliwości. Tym bardziej podziwiam Cię, Basiu. A szal naprawdę piękny, no i Twój całkowicie!

    OdpowiedzUsuń
  4. To co prezentujesz Basiu to już przekracza moje umiejętności poznawcze. Czytam bez zrozumienia napawając oczy przepięknym szalem.

    Buch!
    To szczęka mi opadła....idę na padół jej szukać.

    OdpowiedzUsuń
  5. ...Basiu, szal jest fantastyczny :)...kolory cudowne :)
    ...wyobrazenie sobie lezacego konstruktora pod krosnami-
    poprawilo mi humor na caly dzien :))))

    OdpowiedzUsuń
  6. Szal jest piękny. Jak zwykle wspaniale dobrane kolory i wzór. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. basiu chyle czola wiem co to znaczy ,!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Gdzieś w połowie posta przestałam czytać, bo po prostu słowa pisanego w ząb nie rozumiem, ale to nie zarzut bo nie oczekuję że będziesz piać pode mnie.... Za to OBRAZKI!!! cudo i jestem zapatrzona, zachwycona.... chylę czoła!
    serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  9. Aaaaa... nie rozumiem nic a nic, podobnie jak moi poprzednicy w komentowaniu. Pozostanę zatem w zachwycie i ponasycam oczy kolejną pięknością, która wyszła spod Twoich palców.

    Jak odnajdziesz konstruktora strzel mu fotki, plisss - rzec jasna na leżąco, pod krosnami ;P

    OdpowiedzUsuń
  10. Niezwykle piękny szal - tym bardziej zachwyca, że proces jego powstania to dla mnie też czarna magia:)

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja Cię doskonale rozumiem :)
    U mnie pod spodem nie ma się gdzie położyć, więc mam do wykonania inną sekwencję ćwiczeń gimnastycznych przy wiązaniu (wiele skłonów i przysiadów), ale TAKI efekt jak na Twoich zdjęciach wynagradza wszystko :)) Piekny szal!

    OdpowiedzUsuń
  12. O rety, rety! Piękny szal zrobiłaś :) Ja jednak próbować nie będę, zostanę przy drutach, szydełku i szyciu :D
    Uściski :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziękuję za wszystkie, przemiłe komentarze.
    Szalowi do ideału wiele brakuje, ale przecież nie o to chodzi. Jest mój, pierwszy, nieodrodny i zawsze będzie przywodził wspomnienia.Dla mnie to ważne, bo takie rzeczy i przedmioty lubię:)

    Taknie to bez wątpienia niezwykły proces.

    OdpowiedzUsuń
  14. Piękny - bardzo mi się podoba. Musisz koniecznie oglądnąć - kiedyś na domo była taka seria o zawodach i było raz o tkactwie - myślę że bardzo by cię zainteresował.

    OdpowiedzUsuń