środa, 12 września 2012

31.

Pisanie o tkaniu choć przyjemne, łatwe nie jest. Nie sposób uciec od fachowego nazywania poszczególnych części krosien i wykonywanych czynności.
Zainteresowanym szczerze polecam linki o budowie krosien ( dwa posty wstecz ) oraz filmy ( you tube ) o tym, jak krosno tka i jaka jest zasada pracy na nim. Można do tego celu wykorzystać również filmy instruktażowe choćby firmy ashford .

A co u mnie?
Się tka. Wybrało się wzór ( ten sam co poprzednio ) i się tka. Co wyjdzie zobaczymy ;)

Wzory na krosnach można wybierać na różne sposoby. Najczęściej służą do tego nicielnice. W moim wypadku nicielnicę stanowi drążek, do którego „ przywiązałam” za pomocą sposobu pokazanego tu odpowiednie nici osnowy.

Na krosnach ze sztywną nicielnico- płochą wzoru, o jakim piszę, nie da się wybrać ( choć ja bym próbowała ;)). Ale książka „The Weaver’s Idea Book „ Jane Patric pokazuje całą masę ciekawych możliwości jakie te krosna dają.
 

Wzór, który Wam pokazuję pochodzi ze strony: http://rigidheddleweaving.com
Znajdziecie tam również naukę sposobu jego „ czytania”. Ale dla tych, którzy wolą polski, krótka instrukcja.

Rysunek poniżej przedstawia wszystko, co musimy wiedzieć o wzorze.
U góry, w poziomie widnieje czerwona linia. To informacja o osnowie. Oznacza ilość użytych kolorów oraz nici osnowy przypadającej na wzór. Tu, jak widać mamy jeden kolor osnowy i 12 nitek na wzór. Od nas zależy, czy zostawimy osnowę jak we wzorze w czerwonym kolorze, czy zdecydujemy się na coś innego.
Pod spodem widnieje tabela z liczbami w liniach 1, 2, 3. To ilość nicielnic. Wzór będą wybierały 3 nicielnice.
Pierwsza nicielnica podnosi nitkę 1 osnowy, potem 4, potem 8, potem 11 itd.
Druga nicielnica podnosi nitkę: 2, 5, 7, 10 itd.
Trzecia nicielnica podnosi nitkę: 3,6,9,12 itd.
Na pasku pionowym, obok wzoru, mamy  kolejność podnoszenia nicielnic, kolor watku i ilość nitek wątku na wzór:
Pierwsza podnosi się nicielnica 2, potem 1, potem 3,2,1,3,1,2,3,1,2,3.

Wzór powtarzamy tak długo aż skończy się nam osnowa albo osiągniemy oczekiwaną w naszym projekcie długość :)


Niestety, nie wszystkie wzory są tak prosto i czytelnie opisane. Jeśli jednak zrozumiemy zasady, każdy wzór możemy przełożyć sobie na taki schemat. Moim zdaniem  najlepszy jaki widziałam.

W praktyce, u mnie, dzieje się to tak :)

Mocuję backstrap z osnową do rowerka treningowego,bo taki rowerek  to mnóstwo możliwości :)



Następnie wybieram wzór.
Drążaki  na zdjęciu z numerami to moje nicielnice. Kiedy założę backstrap na siebie,  podnosząc je,  wybieram wzór. Utkany wzór nawijam  na belki ( te dwie razem u dołu zdjęcia ). Teraz jeszcze wzoru nie wiadać i być może , będzie on bardziej widoczny tylko na lewej stronie :)

Drążki  u góry zdjęcia stabilizują moje nici osnowy. Jak widać,  ciągle nie mam bidła ( płochy ), ale to ostatni raz. Nie ma szans,  by bez niej bez nerwów utrzymywać odległość nici osnowy.
Szkłem doopy nie utrzesz, ale jak się baba uprze, to porażka jest jej drugim imieniem :)


czwartek, 6 września 2012

30.

Moje osnuwanie – a może poprawniej osnowanie(?)
Część I

Jak ze wszystkim, co fascynuje, po skończeniu „ gęsich oczek – Kate, DZIĘKUJĘ „  w wersji szaro – kremowej, zabrałam się za następne. Teraz to naturalna  baby alpaka ( też szara )  i cieniowany, różowo – buraczkowy  jedwab tussah. Oczywiście, wszystko  ręcznie przędzione i farbowane.



Tym razem postawiłam  na nici bez energii, dobrze wyprostowane i  lejące. Alpaka przez swoje właściwości to doskonały kompan jedwabiu. Idealna również do przędzeń typu worsted ( gładka, mocna , bez dodatkowego  „ napuszenia”  ). Susząc, naciągnęłam ją na motowidło bębnowe, co zaskutkowało wełną  gładką i równą jak stół. Tak chciałam.



Doooobrych parę godzin zajęło mi osnuwanie. Niestety, to zawsze trwa. Najszybciej osnuć można backstrap , kiedy nie planuje się na nim pracować z nicielnicami oraz krosna typu  rigid heddle / ze sztywną nicielnico – płochą.

Dobrze założona osnowa jest dużo ważniejsza niż przetykanie nici wątkiem. U mnie,  ze względu na niewielkie doświadczenie z backstrapem oraz chęci pracowania z nicielnicami, to jeszcze ciągle szukanie najwygodniejszego i najefektywniejszego  sposobu snowania ( zakładanie osnowy ).

Póki co, pracuję bez snowadła ramowego
Na razie wykorzystuję domowe sposoby i pomysły ;) Z jednej więc strony pojawiła się komoda z szufladami, w których umieściłam pierwszy drążek backstrapu, z drugiej, stojak od manekina, a w środku stojak od lamy malarskiej ( nie ma go na zdjęciu, bo przypomniałam sobie o nim, robiąc je ;)

Nici zostały założone tak, jak na rysunku poniżej :)
 

Następnie, drążek z szuflad delikatnie wysunęłam, osnowę z drążka od stojaka manekina przełożyłam na drugi drążek backstrapu, a w środek ( tam gdzie był stojak lampy ) włożyłam dwa drążki, które później umożliwią mi przesuwanie nicielnic i utrzymają stabilność całości.





A teraz wzór! Ale to w drugiej części ;)

niedziela, 2 września 2012

29.



Przepraszam za zamieszanie z postami. Blogspot fiksuje. To, co napisałam wczoraj okazło się niewidoczne dla większości. Dziś, dla odmiany niczego nie można było aktualizować...

Zapraszam post niżej :)

sobota, 1 września 2012

28.

 
Pierwsza tkanina na backstrapie z nicielnicami skończona.
Jestem bardzo, bardzo zadowolona i choć efekt daleki  jest od idealnego,  będę go tej zimy mieć często przy sobie.  Myślałam, że tkanina wyląduje  w skrzyni … a tu taka niespodzianka :)



 
Trzeba Wam wiedzieć, że zakładanie nicielnic na backstrap tak, aby powstająca tkanina podobna była do tej z tradycyjnych ( poziomych ) krosien,  nie jest aż tak bardzo popularne. Przypomina w wielu wypadkach twórcze eksperymentowanie . Większość osób, które to pokazały  i opisały ,  dołożyła do swojego backstrapu bidło zwane też płochą lub sztywną nicielnico- płochę. Dzięki nim nici osnowy utrzymują stałą  odległość, nie przesuwają się i zapewniają dość wygodną pracę. Po co zakładać nicielnice, płochy, bidła na back strap ? Po to, by na tkaninie możliwe było wyrabianie różnych wzorów .



 
Nie byłabym sobą , gdybym nie spróbowała po swojemu ;)
Osnowę założyłam bez bidła, od razu na wałki backstrap’u. Niestety, nie byłam wystarczająco staranna w zachowaniu  tej samej długości nitek osnowy, co potem sromotnie się na mnie zemściło. O ile na normalnym warsztacie tkackim nici osnowy przecina  się i przywiązuje  do wałka podawczego korygując naciąg i długość, o tyle na backstrapie w sposobie osnuwania jaki wybrałam,  było to niemożliwe :(
Lekko falujący brzeg, rozchodzące się nici osnowy to właśnie złe osnucie. Do tego  wełna  wybrana na wątek była  za  puchata i elastyczna, i  choć rozciągana na brzegach, sprężynowała w środku tkaniny dobijając wzory mocno do siebie ;)



 
Przekonałam się również, że na backstrap’ie nici osnowy, należy kłaść  bardzo blisko siebie, nawet wówczas gdy zakłada się nicielnice. Nie da się, jeśli nie mamy sztywnej płochy,  rozciągnąć ich tak, by powstająca tkanina była np. luźna ( luźno tkana ).  

 
Mój backstrap to zestaw takich jak poniżej, deseczek i drążków.

1.     Bidło – dobijak
2.  Wałki do przytrzymywania osnowy
3.  Czółenka
  4.   Nicielnice ( ! )



Jak je zmontować razem pokazuje zdjęcie pochodzące ze strony  www.spirasolaris.ca



Backstrap nie ma żadnej ramy. Jest ruchomy. Z jednej strony montuje się go do czegoś, co się nie przesunie, a z drugiej, za pomocą pasa biodrowego ( backstrap ),  zakłada go tkaczka.
Domyślam się, że to o czym teraz piszę nie do końca dla wszystkich jest czytelne, ale z czasem mroki się rozjaśnią :)

środa, 29 sierpnia 2012

27.




 
Tkanie. Spotkałam się  z nim dużo wcześniej niż z przędzeniem. Jeszcze będąc dziecięciem biegałam  z Babcią do Pracowni Tkaniny w Gdańsku. Niestety,  lata  jakie minęły od czasu  kiedy dostałam pierwszą ramę ( do tkania )  aż do dziś,  niczego specjalnego  mnie nie nauczyły.

Było dla mnie oczywiste, że kiedyś do tego wrócę, bo to bajecznie proste zajęcie , ale też byłam pewna, że warsztatu tkackiego wielkości małego fiata w domu, nie chcę. Lata mijały, ja nie ćwiczyłam, w końcu uznałam, że przy trybie życia jaki prowadzę to i tak nie dla mnie.  Tryb -  zmieniłam, nauczyłam się prząść i zobaczyłam, że nie tylko zaczęto produkować nowoczesne kołowrotki, ale i warsztaty tkackie.   Nadzieje wróciły :)
Przestałam się bać, że tkanie już nieodłącznie kojarzyć mi się będzie z  waleniem stopniami  podnoszącymi nicielnice oraz jękiem metalowych strun...
Teraz  mogę zakupić sobie niewielki, cichy i wygodny w domowym użytkowaniu warsztat tkacki - stołowy z klawiszami…  . Mogę… jak zechcę wydać 600 euro ;)

Póki co do mojego domu zawitał :
Backstrap!

 
O tym czym  backstrap jest, jak go używać, jak tkać i wybierać wzór  najlepiej opowiada  Laverne Waddington z  blogu ( a )  http://backstrapweaving.wordpress.com. Urodzona w Indiach, niezmordowana pasjonatka i propagatorka tkania na backstrap’ ie.  Blog jest po angielsku, ale wiele w nim instrukcji video, wiele zdjęć, w końcu można włączyć  automatyczne tłumaczenie, które bywa straszne, ale daje pojęcie, co i jak.

Backstrap ma tę przewagę nad innymi warsztatami , że jest  tani jak barszcz.  Można go wykonać z kliku drążków i listewek, które zazwyczaj w każdym domu są dostępne, a nawet jeśli nie, to ich kupno nie przekroczy pewnie 80 zł ! Oczywiście proste krosna tkackie, na których można osiągnąć tkaninę o splocie płóciennym będą w obsłudze łatwiejsze, ale też i droższe.

 
Na backstrap’ ie pracuje się  bardzo wygodnie,  nie trzeba na podłodze ( siedzenie na podłodze to tradycyjny sposób przy pracy na tym krośnie ), co jednak uwielbiam i taki sposób preferuję.



 
Tkanina,  która powstaje na backstrapie jest bardzo charakterystyczna. Tworzy ją głównie osnowa. Jest mocna, zbita i równa.  Jak dla mnie idealna na małe akcesoria, paski, podkładki, breloczki. Daje też całkiem udane imitacje tkaniny historycznej.


 
Ale backstrap to także narzędzie, które można wykorzystać na kilka różnych sposobów.  Tradycyjnie, tak jak od wieków robią to w Peru lub Chile lub na modłę warsztatów tkackich poziomych. Wystarczy dodać do niego półnicielnice i bidło.   Dzięki nim otrzymuję  tkaniny z wzorami z 3 - 4 - 8 czy 10 nicielnic !   Jestem zachwycona nowymi możliwościami, choć to wcale nie prosty eksperyment i ciągle w fazie testowania.  W następnym poście postaram się pokazać zdjętą z krosien tkaninę z wzorem wybranym nicielniami oraz opis tego,  jak ją uzyskałam, jakie błędy zrobiłam i co zamierzam z tym dalej :)





A dla tych , którzy chcą wiedzieć o bidłach, nicielnicach i  krosnach tkackich nieco więcej,  podrzucam dostępne  w sieci linki.  

http://pl.wikipedia.org/wiki/Warsztat_tkacki

Uzupełnienie:
1. Nigdy wcześniej nie pracowałam na backstrapie i to, co widzicie to moje pierwsze doświadczenia ;)
2. Jak widać osiągnięcie tradycyjnej tkaniny z backstrapu dla laika takiego jak ja, nie jest żadnym problemem.
3. Eksperymenty z nicielnicami podejmowali i inni, z bardzo dobrym skutkiem, niewiele się chwaląc ( co oczywiste ), więc i mnie się uda.
4. Mój backstrap zrobiłam według dostępnych w sieci zdjęć. Póki co mogę osiągnąć na nim tkaninę o szerokości 60cm.

środa, 22 sierpnia 2012

26

Farbowanie – cieniowanie

Całkiem niedawno na blogu Gosi vel   pimposhki można było poczytać o ręcznych sposobach farbowania wełny.  W jednym z akapitów Gosia zastanawiała się, czy możliwe jest barwienie jednego motka na różne odcienie  tak, by jeden przechodził w drugi.
Postanowiłam pomóc.

Można. Sprawa jest dużo prostsza niż wydawać by się mogło. Wymaga jedynie czasu i morza  cierpliwości .

Przepisy:

Sposób pierwszy: Cieniowanie w roztworze o jednakowym natężeniu barwy .

1.1   Dzielimy motek na ( np. ) trzy części. NIE PRZECINAMY. Każdą część zawiązujemy dokładnie w paru miejscach.  Dodatkowo całość ( trzy części ) zabezpieczamy raz jeszcze innym  kolorem  nici i wkładamy do moczenia. Obchodzimy się  z motkiem delikatnie, nie pierzemy go.  Chodzi  o to, by nie splątały się nam nitki!
1.2   Wyjmujemy mokry motek. Odsączamy. Przecinamy kolorowy sznurek i wkładamy do uprzednio przygotowanej kąpieli barwiącej. Wszystkie części.
1.3   Po zakończeniu barwienia czekamy aż całość ostygnie. Wyjmujemy motek i jedną z części już zafarbowaną , kładziemy na skraju  garnka lub  na przykrywce,  lub zawieszamy na nici podpiętej do wyciągu kuchennego. Dwie pozostałe  części buchty ( rozwinięty motek z luźnymi nitkami to buchta ) wkładamy ponownie do farbowania.
1.4   I ponownie. Po zakończeniu barwienia czekamy aż całość ostygnie. Wyjmujemy motek i drugą z części już zafarbowaną  na zdecydowanie ciemniejszy kolor, kładziemy na skraju  garnka, na przykrywkę lub zawieszamy na nici podpiętej do wyciągu kuchennego, gdzie mamy już część pierwszą.
1.5   Z częścią trzecią  postępujemy jak z  pierwsza i drugą.
1.6   Po zakończeniu farbowania całość  delikatnie płuczemy i pozostawimy  do wyschnięcia – BEZ PRANIA.
1.7   Przewijamy suchą buchtę na motowidło, związujemy i dopiero teraz dokładnie pierzemy. Suszymy i voila :)


Ten rodzaj barwienia daje wyraźne odcięcia koloru od koloru. Efekt jest  taki sam, jak barwienie trzech oddzielnych motków, które pokazywała Gosia w swoich zestawach fetyszowych,  z tym,  że tu mamy jedną  nić.

Wełna ręcznie przędziona , mieszanka wielbłąda z jedwabiem, farbowana w roztworze o jednakowym natężeniu

 
1.       Sposób drugi:  Cieniowanie w trzech roztworach o różnym natężeniu barwy.

1.1   Przygotowujemy trzy dokładnie takie same naczynia – np. trzy litrowe słoiki.
1.2   Rozrabiamy trzy roztwory tej samej barwy o różnym natężeniu – jasną, średnią i ciemną. Jak? Próbując i eksperymentując. Nie odważę się podać tu recepty typu: do pierwszego roztworu daj 1 gram proszku barwiącego, do drugiego 1,5 a do trzeciego 2 gramy – bo wszystko zależy od rodzaju wełny, tego, ile waży to,  co farbujemy i co najważniejsze , efektu jaki chcemy osiągnąć.
1.3   Dzielimy motek na ( np. ) trzy części. Każdą część zawiązujemy dokładnie w paru miejscach i wkładamy do moczenia. Obchodzimy się  z motkiem delikatnie, nie pierzemy go.
1.4   Wymoczone części delikatnie odsączamy i wkładamy  do słoików. Pierwszą część do pierwszego słoika, drugą do drugiego, trzecią do trzeciego.  Mieszamy!  Zostawiamy na chwilę,  mieszamy ponownie. Ważne:  nie wciskaj wełny do za małych naczyń.
1.5   Słoiki z wełną  wstawiamy do naczynia z wodą i wszystko pakujemy do piekarnika.
1.6   Nastawiamy temperaturę – ja nigdy nie barwię powyżej 90 stopni i czekamy aż wchłonie się cały barwnik.
1.7   Po zakończeniu farbowania całość  delikatnie płuczemy i pozostawimy  do wyschnięcia – BEZ PRANIA
1.8   Przewijamy suchą buchtę na motowidło, związujemy i dopiero teraz dokładnie pierzemy. Suszymy i voila J
Obie metody są wynikiem moich doświadczeń i sposobów na farbowanie małych ilości wełny oraz  tworzenie własnych, kolorystycznych  tęcz, pokazanych w książce „ Hand dyeing    Gail Callahan. Wymagają niezwykłej cierpliwości we wkładaniu i wyjmowaniu wełny z kąpieli i płukań, bo łatwo ją splątać. Wymagają też dokładnego zaplanowania , gdzie jaki kolor położymy.

 Jedwab tussah , ręcznie przędziony, farbowany w trzech roztworach o różnym natężeniu.  Dodatkowo chciałam zobaczyć, czy da się wyjść od szarego różu do szarego… ale byłam za delikatna i kolory na zdjęciu są prawie niewidoczne


 
Jedwab tussah, ręcznie przędziony , farbowany ręcznie w trzech roztworach o różnych natężeniu.

 
Milczę, wiem :)
Powodów jest klika. Poniżej zajawka  jednego z fajniejszych. Tka się.  Ale co i jak „ to już następną razą”. W każdym razie  tka się tanio, bo na patykach ;)



czwartek, 26 lipca 2012

25.


Sorbety, sorbety, sorbety…
Uwielbiam. Bardziej niż lody. Już samo patrzenie na nie jest,  jak oglądanie szlachetnych kamieni.  No, po prostu uwielbiam J
Robię je sama. Bez maszyny.  Najbardziej smakują mi limonkowe i cytrynowe z dodatkiem mięty.  A że i u nas w końcu gorąco sorbety zalegają w lodówce.



Normandzkie lato bardzo mi odpowiada. Wcześnie rano temperatury są raczej niskie ( 13° ), potem pomału rosną, by koło 17-18 osiągnąć apogeum ( np. 28 ° ). Koło 20 znów spadają i szybko robi się chłodno. Cały czas lekko wieje…  ale to mały wietrzyk  miły i  przyjemny. Do tej pory tylko raz, czy dwa było w nocy parno i gorąco, po Pradze to niewyobrażalna zmiana.
Poza tym moja wieś prowadzi bujne życie towarzyskie. Od kwietnia do teraz było już chyba z 8 imprez, a kolejne przed nami. Festyny, fety, święta kwiatów i mera, ognie świętojańskie pod niebo, na oglądanie których ludzie przyjeżdżają z bardzo daleka ( już nie wszędzie we Francji się je organizuje ), pokazy sztucznych  ogni -  naprawdę piękne. Parady i hołdy… trzy różne komitety organizacyjne,  w tym jeden weteranów,  z prezesem Polakiem !  Pomału się poznajemy . Leniwa wieś nie zapowiadała takich atrakcji. Ludziom się chce, pracują  a czasem harują społecznie. Śmieją się i akceptują, że nie na wszystkim muszą się znać. Nie wymądrzają się, nie kpią, nie krytykują… no chyba że czasem z kogoś dowcipkują… przy winie , serdecznie.
Za mało się znamy, więc siłą rzeczy wiele rzeczy jest poza mną. Nie rozumiem językowych niuansów, no w ogóle jeszcze mało po francusku rozumiem. Być może  trochę przede mną grają, ale chyba tylko trochę. Jestem przecież obca, choć coraz mocniej ich… no, fajnie jest. Zaczynam odczuwać przynależność. Może to moje miejsce ;)





P.S.
Zdjęcia takie sobie.  Sorbety szybko topnieją, a ja nie umiem sprawnie  przebierać obiektywem ;)