Chałaty, chałaty….
Udało mi się skończyć to, co zaczęłam rok temu. Choć od razu miałam pomysł jak mają wyglądać szydełkowe motywy, które już Wam pokazywałam i wiedziałam, że chcę, aby były naszyte/przyklejone do jedwabnej żorżety za nic nie mogłam zdecydować, jaką wybrać formę tego, na czym mają one być.
Męczyło mnie to okrutnie. Od razu odrzuciłam wszystko, co skomplikowane. Żadne tam kryte kieszenie, zameczki, obszywane rozpierdaczki. Nie żebym nie umiała. Kiedyś szyłam naprawdę dużo. Nieoczekiwanie straciłam do tego serce. I jakoś nie mogłam się przemóc.
W końcu stanęłam przed lustrem, przykleiłam do siebie kawał papieru, odrysowałam na oko, co, gdzie ma być wycięte i zrobiłam formę, choć słowo forma jest tu mocno nadużyte;) Wyszło, że uszyję tunikę z raglanem oraz fartuch vel chałat, vel coś tam.
Wszystkie szwy tuniki ukryłam ( szew francuski ), a dekolt obleciałam drobniutkim, pięknym endlem . Tak, endlem. Uczyłam się szyć, kiedy wszystko się endlowało, choć pewnie teraz powinnam napisać „ oblatywało zygzakiem” . Endel mojej maszyny jest naprawdę uroczy i zupełnie przypomina szydełkowe wykończenia batystowych chusteczek ( a batystowa chusteczka, to coś takiego, co jeszcze 30 lat temu panie nosiły w torebkach ). Oczywiście, w prawdziwym krawiectwie zostawienie na widoku takiego wykończenia, podobnie jak fabrycznego brzegu, mogłoby doprowadzić do bezdechu niejedną poważną krawcową, ale o dziwo – mnie nie doprowadza ;)
Może gotowe, kupowane od lat rzeczy, nawet dobrych marek, nauczyły mnie odporności?
W każdym razie tunika powstała bez bólu, jako i żorżetowy chałat. Czuję się w tym rewelacyjnie! I gdyby nie wszechogarniające nas zimno, chodziłabym w nim od świtu do nocy. Do wąskich spodni i letnich sandałów jest jak marzenie. Znaczy moje marzenie ;)
Z rozmachu, i gdyż albowiem maszyna była na stole, machnęłam jeszcze komplet czarny ( właśnie go ozdabiam , banalnie prosto acz spektakularnie ) oraz trwając w rozpędzie, wycięłam kolejną tunikę o nieco innym raglanie z, uwaga, OBSZYTYM, a nie endlowanym dekoltem. Dla odmiany, tę tunikę, owinęłam na grubym wazonie i zafarbowałam. Co także pokazane zostanie :)
W planach mam jeszcze kilka innych chałatów tunik i farbowanek, ale mam też ochotę na pewne przędzalnicze eksperymenty, więc się zobaczy , co zwycięży.
A tu, farbowany na zimno, brzeg tuniki.
Poniżej jeszcze dwa zdjęcia, bo wyszło na to, że wcześniejsze, nie pokazują ogonów. Tunikę można oczywiście nosić bez chałata, np. z szalem.
I jeszcze zbliżenia grubo – cienko dla Kate i Pimposhki.
Francuz
Dziersej
P.S.
Kolory od czapki. Ledwie zbliżone do oryginałów. Za późno zabrałam się za fotografowanie no i wyszło, co wyszło.
Dom Mody Fan rozkwita:))
OdpowiedzUsuńHej, śmiało, modelki na wybiegu takie normalna ufam by były:))
Nie mam wątpliwości, że byłabyś najlepsza i to dokładnie pod ich nosem:)
A moje cienko - grubo???
I to ten kolor z "Francuzem" Dokładnie ten!!
Pozdrawiam cię serdecznie.
Lucynko, to tylko tak... dla siebie, raczej nie wepcham się w te rejony, o których myślisz :)
UsuńA wiesz, kończąc Hayward'a myślałam właśnie o Twoim "grubo-cienko" Przypomniało się!
Serdeczności!
To świetnie!!
UsuńPoczekam ... aż stanie się materią:))
Uciekło mi słowo "myśl"
Usuń;)
Baaardzo fajna tuniczka :) (To jeszcze i szyć umiesz ???)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobają takie farbowanki, na zimno. powiadasz?
ściskam!
Aniu, dziękuję. Kiedyś szyłam, dziś tylko zszywam :)
UsuńFarbowanie na zimno, to bardzo fajna zabawa. I żeby było ciekawiej,korzystam z tych samych farb,które mam stosuję do gotowania. Jedwab bierze wszystko :)
Uściski!
Swietna tunika, podoba mi sie pomysl i wykonanie i, i i wszystko.
OdpowiedzUsuńBatystowe chusteczki aaaaach, wykanczalam je koronkami, byly przepiekne. Komu to przeszkadzalo?
Violciu, dziękuję!
UsuńChusteczki były urocze, oczywiście rozumiem dlaczego przegrały z jednorazowymi. Przy tak powszechnych aleriach jak dziś ....
Tunika przepiękna . Przypomniałaś mi słowo , którego dawno nie słyszałam . moja mama szyła dla nas i zawsze" endlowala " :) Taki endlowy powrót do dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńEndel wyparło szycie zygzakiem,bo chyba nawet tak określa się ten ścieg w instrukcjach obsługi maszyn. Mnie jednak trudno o nim zapomnieć, więc sobie endluję ;)
Basiu, pięknie dziękuję za zdjęcie w zbliżeniu. Ogromnie mi się takie cienko grubo podoba, i zdecydowanie bardziej we francuzie niż jerseju. Ah! Cudne, naprawdę!
OdpowiedzUsuńTunika z hałatem bardzo ciekawska. U was też jest chłodno? Tutaj jest naprawdę nieprzyjemnie a ludzie chodzą po ulicach w jesionkach :(
Gosiu, ależ proszę :)
UsuńMnie w " grubo - cienko" francuz też ujmuje najbardziej, ale w Haywardzie, nie mogłam go zastosować. Za dużo byłoby grzybów w barszczu.
No i normalnie robi się nieco krótsze odcinki cienko i zgrubień wychodzi troszkę więcej.
Tunika trochę taka w klimatach hippi-psychodeli, ale na ludzi robi się bardzo wesoła :)
A pogodę niech diabli wezmą. Straciłam nadzieję, że będzie lato... :(
Przepiękna tunika. Jesteś kobietą bardzo wielu talentów ;)
OdpowiedzUsuńKorespondentko, dziękuję!
UsuńTunika taka trochę hippi, ale na ludzi wygląda mocno rozweselająco :)
O tych talentach to udaję, że nie widzę, bo się mocno rozszalałaś :)
Och, śliczności! Bardzo, bardzo mi się podoba tunika z takimi elementami. I przypomniałaś mi, że we Wrocławiu nosiło się rzeczy "do endla" na Świdnicką :)
OdpowiedzUsuńMadziu, dziękuję!
UsuńA pamiętasz plisowanie i repasację na Trzebnickiej? To było chyba jedno z najstarszych miejsc we Wrocławiu.
Ba, pewnie że pamiętam! Nawiasem mówiąc Nadodrze nadal jest miejscem, gdzie rzemieślnicy trzymają się jeszcze. I ja tu mieszkam :)
UsuńFason super i dekoracje niebanalne, nie spotkasz na ulicy drugiej baby w identycznym stroju! *^o^*
OdpowiedzUsuńJoasiu, dziękuję. Tak, to prawda - na ulicy trudno będzie znaleźć coś podobnego, choć chałatów z długimi ogonami całkiem sporo :)
UsuńOniemiałam... tunika z chałatem jest przepiękna... właśnie taka.... piękna, nie ładna, nie fajna, pomysłowa czy stylowa, modna, ale.... piękna:) i właśnie pierwsze co pomyślałam, że wygodna i zamaszysta:) mnie ujmuje pomysł 2 warstw i ta zieleń na dole podglądana spod warstwy chałata... :)
OdpowiedzUsuńMadziu, jest niewiarygodnie wygodna. I to poczucie, że jednak coś Cię( w sensie mnie ;) przysłania, dodaje skrzydeł.
UsuńNa pewno powtórzę ten pomysł w dzianinie. I dwie warstwy również:)
Ściskam!
Dlaczego owinelas 'na grubym wazonie' i zafarbowalas? Tak tak, gotowe rzeczy szyte na babe bez cyckow, ale za to z garbem, i do tego z nowo wystrzepionym szwem pomagaja nabrac dystansu do ewentualnych wlasnych niedociagniec :)))
OdpowiedzUsuńA tunika przesliczna :)
Owinęłam,bo się zapatrzyłam na farbowanie shibori. I już znam efekty i już wiem, że będę powtarzać.
UsuńDziękuję :)
Basiu,to jest piękne!Zakochałam się od pierwszego wejrzenia i zapragnęłam mieć takie cudo,mogę z pomysłu skorzystać?Endlowanie?Popatrz,robiłam i nie miałam pojęcia że to się tak nazywa:))Człowiek się całe życie uczy:))
OdpowiedzUsuńAntosiu, jeśli tylko Ci się podoba - korzystaj :)
UsuńU mnie się endlowało, ale ja z takiej mocno pokrzyżowanej regionalnie rodziny pochodzę i dla mnie endel,hebel i schlauch, ale i "i w swoi Polscy, wychował si,jak si zwiesz..." to dzieciństwo i dom :)
U mnie też był endel :)
OdpowiedzUsuńCudne fatałaszki, zwiewne, z polotem!