Wpis jest niewiarygodnie długi. Dla wielu może okazać się
strasznie nudny, a dla wytrwałych nagrody nie ma ;)
Raz
do roku. Tak wychodzi z moich obliczeń, chwalę wełnę ( tę z owiec, bo alpaki,
jedwabiu, moheru nie nazywam wełną tylko dokładnie tym czym jest). Od wełny
różni je wszystko, z budową włosa
włącznie). Wełna peanów nie specjalnie potrzebuje. Tu, gdzie mieszkamy ( Europa
) obok lnu, przez wieki była najdoskonalszym tworzywem. Jej wartości uzasadniła
historia i nasi przodkowie. Jak podają w swojej książce „ The Fleece & Fiber”
D.Robson i C.Ekoris, człowiek udomowił
owce 9.000 lat temu między innymi po to, by wykorzystywać wszystko, co oferują
, z wełną włącznie (dla porównania , według tych samych autorek, alpaki są z
człowiekiem w gospodarstwie domowym od 7.000 lat).
Mój
wpis nie jest głosem w sprawie. Nie jest też komentarzem naukowym. Po prostu dziś, kiedy światowe rynki tekstylne w 65%
opanowane są przez włókna syntetyczne i gdzie świadomie akryle i inne –yle
nazywane są wełną (?!), każde włókno naturalne zasługuje na pochwałę i chwilę atencji. Nie
lubię syntetycznych dodatków do wełny i akceptuję z trudem nawet ich niewielki dodatek ( czyli
do 20%). Wielokrotnie przekonywałam się , że odzież z nich wykonana (
poliester, akryl ) bywa droższa niż 100%
wełniane swetry. Rozumiem, że w wyborze, co kupić, czy co wybrać na „ udzierg” kierujemy się ceną i wygodą, ale mimo
wszystko chcę zachęcić do tego, by jeśli to możliwe, syntetyczne włókna
zastępować prawdziwymi.
Wełna, naturalnie elastyczna, odporna na zgniatanie i prostowanie
bardziej niż jedwab czy bawełna ( dane z
„ Book of Wool”, Clary Parkes oraz „ In Sheep’s Clothing”, Noli & Jane Fournier
) przejmuje ciepło zapewniając miłą
ciału temperaturę.
Jako jedyne włókno potrafi przyjąć od 30% do 50% wilgotności
w stosunku do swojego ciężaru, nie powodując uczucia wychłodzenia i tzw. „
mokrych pleców”.
Nie pali się, więc zbliżanie się do ognisk i kominków nie
grozi stanięciem w słupie ognia. Idealnie nadaje się na dziecięce ubranka, które obowiązkowo nie
mogą być łatwopalne.
Można jej używać w naturalnych odcieniach lub bez trudu
farbować ( choć niektóre gatunki barwią się fatalnie ). Profesjonalnie
farbowana wełna odpowiednio prana, nie puszcza kolorów i nie brudzi, i to, że
od wielu, wielu lat wykorzystywana jest do wzorów wrabianych ( fair isle )
dowodzi, że nie barwi się wzajemnie. Nie należy tego, co dzieje się dziś na
rynkach tekstylnych, oceniać z perspektywy PRL-u. Dzięki wielu, mamy to za
sobą.
Na całym świecie, osób uczulonych na zawartą w wełnie
lanolinę jest zaledwie 2% i niestety mam wrażenie, że wszyscy mieszkają w
Polsce. Resztę, która mówi, że ma uczulenie, stanowią osoby wrażliwe, których
skóra przyzwyczajona do gładkich syntetyków i bawełny wywołuje w zetknięciu z
wełną niewyobrażalny dyskomfort. Często, uczuleniowców na wełnę pytam, czy wykonali
test, który to potwierdza. W odpowiedzi
zazwyczaj słyszę, że na dowód wystarczy
zaczerwieniona skóra. Z pełną odpowiedzialnością mówię – nie wystarczy - i nie
dlatego, by zmuszać kogoś do pokochania wełny, lub by za wszelką cenę przekonać do jej
kupowania albo co jeszcze gorsze do posiadania tylko po to, by stała się przedmiotem
przechwałek, ale po to ,by nie straszyć. Uczulonych na kurz i pyłki traw jest
na świecie zdecydowanie więcej.
Całkiem niedawno,
z zażenowaniem i wstydem przeczytałam, że wykonywanie czegoś z wełny,
posiadając przy tym wygodne w pracy druty, może stać się powodem do noszenia
głowy wysoko i poczucia bycia lepszym.
Z doświadczenia psychologa mogę zapewnić, że przenoszenie
własnych ocen i postaw na innych jest niebezpiecznym symptomem, po którym może
( nie musi ) pojawić się coś więcej – np. spiskowa teoria dziejów. Myślę, że
warto skupić się na tym, co przynosi radość bez wchodzenia w głębokie analizy,
jak bardzo trafi kogoś szlag, że jednak na coś nas stać. Zawiść to podobno
wrodzona cecha Czechów, ale mam wrażenie, że nie tylko.
Podgryzająca wełna,
rozgrzewa pobudzając krążenie. Kiedy jednak sweter wykonany jest z wełny
na dywany, a podgryzanie staje się gryzieniem, noszenie go nie ma nic wspólnego
z przyjemnością mimo wielu zalet jakie posiada. Marnotrawstwem jest nieumiejętne mieszanie włókien różnych
gatunków owiec w jedno i sprzedawanie tego pod nazwą „ wełna”. Ale już zupełnie
czym innym staje się tworzenie mieszanek w celu wykorzystania
najlepszych cech gatunku. Do dyspozycji mamy kilkadziesiąt owczych ras ( choć
są źródła, które mówią o setkach!). Uważam, że coraz głośniej powinniśmy zacząć
wymagać od producentów szczegółowych informacji o produkcie, jaki wypuszcza.
Skoro maszynowo wykonana wełna, zaczyna
kosztować tyle, co ręcznie przędziona (?!), dlaczego ukrywa z czego ją wyprodukował i
dlaczego nie stosuje tej tajności wobec wszystkich swoich produktów. Wszak
merynosy mnożą się nam na metkach jak grzyby po deszczu i tylko nieliczni
producenci nauczeni rzetelności przed laty,
mają jeszcze bfl, wens, icelandic czy corriedale. Podobnie rzecz ma się,
że snobistyczną nazwą „ wełna jagnięca”.
Czyżby jagnięta zaczęły posiadać gatunek dopiero po uzyskaniu dorosłości? Tak,
jagnięta posiadają wyjątkowo delikatną okrywę, co wynika z naturalnych,
biologicznych procesów, ale jagnię lincolna nie staje się nagle merynosem! Czy ktoś chce mi powiedzieć, że jagnię bfl ma
takie same włókna jak devon? Czy nie chodzi o cenę? Jestem przekonana, że „100% wełna jagnięca ” sprzedaje się zupełnie
inaczej niż „ 100% wełna jagnięca –
woodland”
Prosty zabieg rzetelnego informowania wystarczy, by
wiedzieć, czy wełna będzie nadawała się na sweter czy na pakuły. Włókna owiec
są zróżnicowane, tak jak ich rasy. Jedne
są delikatne, inne błyszczące, jeszcze inne i błyszczące, i delikatne. Są
takie, które doskonale się farbują i takie, z których woda spływa, jak po
dobrze nawoskowanym aucie oraz takie, które ufilcowane stają się idealnym
materiałem izolacyjnym i absolutnym marnotrawstwem czasu i pieniędzy jest
wykonywanie z nich odzieży.
Producenci robią wszystko, by włóczki z owiec były
miękkie, a my tę miękkość łykamy jak marcepan. Sama ze zdziwieniem odkrywam
opisy wełny, z której można zrobić wszystko. Są tak wszechstronne jak pralka
Frania. Jeden program do wszystkiego. Tylko czy na pewno?
Przecież kiedy czytamy opis ras i rady, co można z nich
uzyskać, nikt nie ukrywa, że wełna merynosów jest miękka, idealna na swetry
blisko ciała, że ma wysoką podatność na filcowanie, więc może jeśli nie jest „
superwash” lepiej nie robić z niej czapek i szali na śnieg i roztopy, a swetry
używać z umiarem i zmieniać, by nie
nosić ich 6 dni w tygodniu. Jest dobre, poczciwe corriedale i szetland , które
takie hopsztosy znoszą godnie i z
pokorą.
Kiedy kupuję 100% wełnianą włóczkę w cenie 2 dolary za 100 gram,
nie oczekuję od niej niczego specjalnego. Podejrzewam, że została wykonana z
resztek różnej jakości i zapewne różnych ras. Podejmuję świadomie wybór i po próbkach oceniam, co mogę z niej mieć. Ale również nie rwę
włosów z głowy, kiedy wełna za 20 dolarów
mechaci się na co bardziej eksponowanych miejscach. To nie wada! Mechacenie to wypadkowa kilku czynników: rasy,
indywidualnych cech danego zwierzęcia, długości włosia, sposobu przygotowania
czesanki do przędzenia, samego przędzenia i wreszcie użytkowania. Nie może mnie
przecież dziwić, że wełna dziś nazwana „ baby merynos” ( jagnię merynosa ), wyczesana
i sprzędziona delikatnie w singla, mechaci się na bokach swetra. Będzie , bo
musi! Taki sweter po prostu nadaje się do zakładania od wielkiego dzwonu.
Nie dziwi mnie również filcowanie się wełen typu lace,
przygotowywanych metodą woolen zamiast worsted. Takie włóczki są niebiańsko
miękkie, mięsiste i elastyczne, a ponieważ producenci dobrze wiedzą co robią,
są też niebiańsko cudne w kolorze. Sprzedają się na pniu. Sęk w tym, że w
praniu filcują się od samego patrzenia, bywa, że nawet w wodzie o stałej temperaturze
i prania, i płukania. Taka nitka powinna być gładka, lśniąca, elastyczna, ale
elastyczność ma zawdzięczać technice
przędzenia) , a nie rozbijaniu czesanki na atomy. Zamiast powietrza we
wnętrzu ma mieć odpowiednio ułożone włókno i najlepiej, by była nitką podwójną.
Nie odbiera mi oddechu szybko niszczący się sweter wykonany
z nici pojedynczej. To najbardziej wrażliwe włóczki, jakie można wyprodukować, i o ile dość długo zachowują swój piękny
wygląd, gdy wykorzystuje się je jako
wątki do tkania, o tyle w dzierganej męskiej garderobie, takiej jak szale czy swetry z wysokimi
stójkami i golfami , dzieją się z nimi rzeczy,
jakie prządka zna z posługiwania się gręplami. Nić pojedyncza z natury
jest lekko skręcona , może się więc rwać i mechacić.
Rozumiem, że dla tych z nas, którzy chcą cieszyć się
tylko robieniem na drutach ogarnianie do czego nadaje się kupiona wełna oraz korygowanie opisów producentów jest zajęciem męczącym żeby nie napisać
wkurzającym, ale myślę, że zawsze warto wiedzieć więcej niż mniej.
Odkąd zajęłam się produkcją własnej wełny, nieustająco w trakcie przędzenia, zachwyca mnie materiał z jakiego ją tworzę. To
właśnie on powoduje, że ciągle się tym zajmuję. Możliwość przygotowania wełny
według wymyślonych przez siebie parametrów o różnych skrętach i grubościach w niespotykanych kolorach jest zachwycające!
To również odpowiedź na najczęściej zadawane pytanie – dlaczego przędę. Kultywowanie
tradycji i posługiwanie się narzędziami znanymi od kilku tysięcy lat jest niesamowite, ale dla mnie, ważniejsze jest współczesne podejście do
przędzenia. Stosowanie różnych technik i
różnych sposobów przygotowywania przędzy. To komfort posługiwania się
materiałem spełniającym wszystkie moje oczekiwania. To pewność, że merynos to
merynos, bez kitu. To tworzenie dzianiny niespotykanej przy wełnach
komercyjnych. I choć na blogu wyrobów z
mojej wełny ciągle mało , nowy rok pod
tym względem będzie bardzo bogaty ;)
Cieszę się Basiu, że choroba "za" Tobą. Rozpisałaś się na temat wełny tak, jak tylko Ty potrafisz. Ja jednak jestem laikiem i do tego za szybkim i mam kłopot z przyswojeniem i zastosowaniem Twoich wskazówek (może kiedyś). Podziwiam jednak Twoją wiedzę i determinację z jaką dążysz do perfekcji. Wszystkiego dobrego.
OdpowiedzUsuńZosia
Zosienko, dziękuję!
UsuńZastanawiałam się, czy podzielić wpis na klika,by był bardziej przystępny, ale ostatecznie uznałam, że lepiej zamieścić go w całości i w jednym miejscu. Ogromnie mnie cieszy, że tak wiele osób doczytało go do końca :)
Nawet nie wiesz jak ja czekałam na taki wpis! Jestem zachwycona tym, co piszesz... łaknę tej wiedzy jak kania dżdżu... uczę się, uczę się i błądzę.... mam nadzieję, że błędy będą mi wybaczone i będzie ich coraz mniej - Basiu- dziękuję za ten wpis....
OdpowiedzUsuńMadziu, bardzo się cieszę, że wpis się przyda. Błądzenie to rzecz normalna. Marzy mi się więcej takich wpisów :)
Usuń...bardzo ciekawe :)...
OdpowiedzUsuń..a ja to chyba "gruboskorna" jestem :))))
..bo bardzo lubie takie "razowe" welny na sweter :)..jak mnie podgryzaja, to czuje, ze zyje ;)..a i krew lepiej krazy ;) :))
Danusiu,bo my chyba z tej samej gliny :)
Usuńdługi to on jest ale przeczytałam z dużym zainteresowaniem, szczególnie że wiedzy nigdy za wiele :) no i nie miałam pojęcia ze jak kupuję 100
OdpowiedzUsuń5 wełny to się może okazać ze to gorszy gatunek,
a wełnę uwielbiaaaam :)))
pozdrawiam już świątecznie
Aniu, dziękuję.
UsuńNiestety, producenci wełny, oczywiście nie wszyscy, nie zawsze bywają rzetelni. Bywa, że kupują wełnę klasyfikowaną jako II i III gatunek, mieszają z I, gręplują setki razy,by uzyskać odpowiednią miękkość i sprzedają w bardzo wysokiej cenie,zyskując nie 100% marżę, ale np. 600%. Myślę, że gdyby byliby uczciwi nikt by nie stracił. Wiele osób wciąż by ją kupowało ...choć zarobek byłby mniejszy i pewnie dlatego koło się zamyka.
Ale wspólnie może uda się nam coś zmienić :)
Madrze gada, trza jej polac.
OdpowiedzUsuńDo szalu mnie doprowadza reklama "sweter welniany", a jak sprawdzam na opisie, to sie okazuje ze sklad jest 20% welny, a reszta to jakies okropne sztucznosci. Tak jak jest podzial czekolada-czekoladopodobny, powinien byc podzial welna-welnopodobny.
Poznalam egzemplarz "uczulony na welne". Dalam do pomacania aktualnie robiony przez siebie sweter z welny, ktora wcale taka miekka nie byla. Reakcja: "TO jest welna???" Ach, jak sie wtedy usmialam :-)
Dzieki za madry i konstruktywny (znowu :-) wpis.
He, he... dziś brałam ostatni zastrzyk, więc niedługo sobie coś poleje. Na razie lecę na syntetykach :)))
UsuńOooo, opisy na ubraniach to też ciekawy temat. I swetry za 80 zł... wełniane! I nieustająca ich pochwała jak w nich cieplutko. Zaiste, cieplutko jest...z mokrymi plecami i kosmicznym zapachem pachy włącznie!
Wełnie niedzwiedzią przysługę oddało Zakopane. Prządki najgorsze co miały, sprzedawały ceprom i tak się trzyma legenda, że wełny nosić się nie da.
Czas na zmiany ;)
Wydrukuje ten wpis i pokażę w piątek mojemu uczniowi, który ostatnio chciał mnie przekonać o wyższości polaru nad wełna właśnie. Może mu przejdzie :-)
OdpowiedzUsuńO początku wpisu mówię oczywiście :-)
UsuńBardzo proszę, bardzo proszę :)
UsuńMogę dorzucić jeszcze historię z polarami w górach.Kupiliśmy sobie z mężem takie mocno kosmiczne,co to oddychają ( hehehe) i na najwyższe szczyty się nadają. Wzięliśmy je na narty i po pierwszym dniu, wróciliśmy z mokrą ( mokrą nie wilotną ) bielizną! Tak, było w nich ciepło. Tylko z tym oddychaniem się nie udało :) Teraz, boję się je wyrzucić ( kosztowały majątek i są syntetyczne, więc pewnie nie rozpadną się nigdy)i będą ze mną po grób :)
Ochrona środowiska żadna, a i dezedoratu trzeba jakby więcej :)
He he, dokładnie. Pan, że tak powiem, pachnie ehm ehm, nie najlepiej :-)
UsuńDo szału doprowadza mnie dział w sklepach z włóczkami nazwany "Wełna", w którym do jednego worka wrzucone są wełny 100% i mieszanki wełny z czym popadnie... Na szczęście zdarza się to coraz rzadziej. O takich opisach jak wspominasz nie śmiem marzyć, chyba jeszcze musimy na to poczekać.
OdpowiedzUsuńMyślę, że rosnąca w nas wiedza w końcu wymusi nie tylko na sprzedawcach,ale i producentach rzetelną informację.
UsuńMnie równiez marzą się podobne metki, więc czas zacząć :)
Przeczytałam jednym tchem. Więcej i częściej poproszę!
OdpowiedzUsuńI to ładne z tym gremplowaniem u mężczyzn :-)
Serce mi rośnie :)
UsuńDziękuję!
Jestem zielona jeszcze w tym temacie, ale kilka kwestii sobie zapamiętam.
OdpowiedzUsuńLete - koniecznie pokaż swojemu uczniowi ten wpis :)
Zulko, robisz piękne rzeczy, więc pewnie wiedzą masz. Może tylko jeszcze nie wiesz, jak ją uporządkować :)
UsuńMogę się tylko cieszyć, jeśli w tym pomogę.
Bardzo dziękuję za wspaniały komplement! Staram się bardzo podczas dziergania, ale i tak w porównaniu z Tobą raczkuję ;)
UsuńMarzy mi się więcej takich wpisów. Może w tym roku się uda ;)
OdpowiedzUsuńA kołowortek kiedy będzie u Ciebie?
Basiu! Wcale ale to wcale nie za długi ten wpis. Świetnie wyłożone meritum sprawy:) Jak zwykle perfekcyjnie podane wiadomości. Normalnie zacznę mieć kompleksy, wszystko perfekcyjnie:) Ale w tym coś jest. To ręczne przygotowywanie cudowności, jedynych, niepowtarzalnych. Jeszcze nie odważyłam się prząść. Najpierw sprawdzę na mątewce przerobionej na wrzeciono:) Ale irytuję się, kiedy ktoś patrząc na moje wytwory komentuje, że świetne to jest, ale przecież można kupić w sklepie.... Nie kupię tego. NIgdzie. Coraz więcej znajomych ma właśnie taki stosunek do tego: to jest jedyne, niepowtarzalne. Moja przyjaciółka nie wyobraża sobie, żeby ode mnie dostać coś innego, niż rękodzieło. Potem w tej swoje korporacji szpanuje:) A mi sprawia to moje nieudolne w porównaniu z Twoimi wytworami dzierganie - niesamowitą przyjemność :) I o to chodzi:) Cieszmy się, że jest nas coraz więcej:)
OdpowiedzUsuńpozdrowienia Iza
Izuniu, dziękuję :)
UsuńNiewiele jest mądrych argumentów na tych, którzy uważają, że wszystko da się kupić. Czasem nawet ja wątpię, że można ich przekonać. Myślę, że ciągle drzemie w nas dawne przekonanie, że udziergane to gorsze,bo na pewno z biedy. Dlatego masz absolutnie rację. Im będzie nas więcej,tym bardziej inni nauczą się patrzeć na nasze hobby i pracę jak na coś wyjątkowego :)
Popieram! "Uczulonym" na wełnę warto przypominać, że lanolina się spiera i jeśli są w istocie na nią uczuleni, to może im zaszkodzić też akrylowy sweter uprany w płynie z lanoliną. Nie korzystam z akrylu (na pewno mniej będzie na niego chętnych, jeśli dowiedzą się, że to jest to samo, co znana im dobrze z czasów PRL anilana), bo po 15 minutach jestem w nim mokra, a po kolejnym kwadransie "zepsuta". Nie wiem, czy to najlepsza rekomendacja na sweterki dla maluchów?! A ponieważ poliester produkuje się dla potrzeb przemysłu tekstylnego z polietylenu, wizja zamknięcia się w butelce po wodzie mineralnej trochę mnie odstrasza (na marginesie: tylko 30% PET zużywa się na butelki, resztę na "ubranka"). O zawartości rakotwórczych składników (np. antymonu) nie wspomnę. Doprawdy, surowiec idealny dla wrażliwych niemowląt!
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o wełnę, zauważyłam natomiast ostatnio dziwny "trynd" odwrotny. Marki masowe (znaczy: te niedrogie) przestają się chwalić tym, że ich 100% wełny to 100% merino. Ze zdziwieniem więc biorę do ręki pięćdziesięciogramowy motek za jednego dolara, napisane jest, że 100% wool, macam, dziwuję się, rozkładam nić na czynniki pierwsze, podpalam, farbuję tym i owym. No, merynos, bez dwóch zdań! Może merynos teraz odstrasza?
Kolejny zestaw włókien mitem owianych to poczciwa wiskoza, którą pogardzamy, jeśli się tak nazywa. Bo jako bambus czy kukurydza od razu zaczyna należeć do lepszego towarzystwa. Nie wspominając o seacell.
Dlatego absolutnie obydwiema rękami, nogami i rozumem popieram Twą edukację tekstylną i pozdrawiam:)
O właśnie, właśnie. Mądrze piszesz.
UsuńWiem, że mamy dziergając dla dzieci z akrylu nieustająco używają argumentu ceny i wygody, ale mimo wszystko przeraża mnie to.
Poza tym liczę, że coraz głośniej zaczniemy domagać się pełnej informacji o wełnach, bo w końcu jak prawdziwe, to nie ma się czego wstydzić :)
Co z tego, że tekst dość długi ale jaki esencjonalny, jak wyśmienity rosół z prawdziwej kury.
OdpowiedzUsuńBasiu, dziękuję za wpis, jak zawsze czytam z zapartym tchem wszystko co podajesz na tacy srebrzystej.
Basieńko, zdrowia nieustającego i weny twórczej nieskończonej życzę. :-))
Krysiu, dziękuję i ściskam świątecznie :)
UsuńPrzeczytałam całość i proszę o więcej :) Ja się na wełnach zupełnie nie znam i mam bardzo małe doświadczenie. Ze względów finansowych kupuję nie zawsze to, co bym chciała i marzę, że w końcu nabędę sobie taką piękną, ręcznie przędzioną Wełnę. Sama raczej nie uprzędę, bo po warsztatach we Wrocławiu nabrałam podejrzeń, że chyba nie mam do tego talentu. Zgadzam się, że nazywanie wszystkiego "wełną" jest dużym uproszczeniem, ale trudno wymagać od ogółu, żeby się na tym znał. My dziewiarki powinnyśmy wiedzieć więcej, dlatego bardzo się cieszę z takich edukacyjnych wpisów. Pozdrawiam Cię serdecznie. Magda
OdpowiedzUsuńMadziu, niektórzy potrzebują do przędzenia nieco więcej czasu. Poza tym próbowałaś tylko wrzeciona, a może się okazać, ze wrzeciono nie, ale kołowrotek już tak :) Tu naprawdę nie ma żadnych wielkich tajemnic - jak w grze na instrumencie, trzeba ćwiczyć i już. Oczywiście rozumiem, że nie zawsze udaje się nam pracować z materiałem o jakim marzymy, ale już świadomość czego możemy wymagać od producenta to wiele,bo działa na korzyść nas wszystkich :)
UsuńSerdeczności!
ha, ja jestem jedna z tych co uwaza, ze mnie welna gryzie, ale czy to aby na bank welna dominowala w tym gryzacym sweterze dzis sobie reki uciac za to nie dam! bede w 2013 probowac :o)
OdpowiedzUsuńKasiu,no pewnie, że miałaś prawo tak czuć i bardzo prawdopodobne, że gryzła Cię wełna. Ale to nie uczulenie a wrażliwość, z ktorą można sobie poradzić :)
UsuńDziękuję, dziękuję, dziękuję!!! Jak dobrze, że piszesz o tym. Tak wiele Ci zawdzięczam! Zdrowia życzę. Barbara z Wrocławia
OdpowiedzUsuńBasiu, to ja dziękuję, że mogę się przydać :)
UsuńBasiu przepiękny wpis, podpisuję się obiema rękami, myślę niestety że w kwestii oszukiwania konsumentów nęcącymi opisami producenci włóczek niestety nie odbiegają od innych producentów i sprzedawców usług- takie czasy nastały...
OdpowiedzUsuńA to że wszyscy uczuleni na wełnę mieszkają w PL - kocham Cię za to zdanie- dokładnie tak samo myślę kiedy zakładam sweter z włoczki uprzędzionej przez moją babcię- polski merynos, z dodatkiem czarnego barana (żre jak nie wiem co, ale grzeje najmocniej na świecie)- wszyscy dookoła mnie są uczuleni ;)
No tak, masz rację z tymi producentami... ale to ogromnie smutne.
UsuńJa, podobnie jak Ty mogę takie barany nosić na grzebiecie bez jęku, bo moja Babcia jak Twoją, mądrą kobietą była i doskonale wiedziała, że w życiu kaczego puchu to tak wiele ja mieć nie będę :)))
Wiesz mnie takie naciąganie przez producentów raczej nie smuci, tylko strasznie wkurza (żeby nie napisać dosadniej ;) ) takie zafałszowania odbieram jako ubliżanie mojej inteligencji- a jak jak chyba większość osób lubię się czuć inteligentna... ;)
UsuńA co do prymitywnych, gryzących włóczek, może nie wyglądają tak ładnie, jak te przerasowane, może się nie błyszczą i może nie są miękkie, ale mają jedną wielką zaletę- są bardzo trwałe, babcine włóczki mają ok 25- 30 lat (czyli moje rówieśniczki) i nic im z urody nie ubyło, a dzierga się z nich tak samo jak z włóczek, nowo- uprzędzionych (biorąc pod uwagę ten sam rodzaj surowca oczywiście), dodatkowo o tym która była uprzędziona i leżakowała, a która uprzędziona dziergana i spruta, można się czasem przekonać dopiero w farbowaniu ( raz tak się nacięłam, jak jeden z 3 równocześnie farbowanych motków był 2 razy ciemniejszy).
Zatem WIWAT WEŁNA ;)
Pozdrawiam z owym swetrze z czarnym baranem, na grzbiecie :D
Swoją drogą, kaczy puch, też niezły surowiec- wiem, bo zimową porą, sypiam pod kołderką z niego. Źródło, które pozyskało surowiec na tę kołderkę i inne, jak się już pewnie domyślasz- moja kochana Babunia ;)
UsuńBasiu,wpis bardzo ciekawy i z pewnością nie za długi,wiedzy nigdy za wiele:))Dzięki że dzielisz się swoimi wiadomościami i doświadczeniem z nami,często jak ja,dyletantkami:))Pozdrawiam serdecznie:))
OdpowiedzUsuńTosiu, to ja dziękuję, że wpadacie, że czytacie, że macie czas na komentarz.
UsuńBuziaki!
Wczorajszy komentarz napisalam w biegu niemniej wpis dał mi dużo do myślenia. Bardzo potrzebna jest taka wiedza poparta miłością do wełny i doświadczeniem w obcowaniu z nią. Moje wybory z czego dziergać wynikały z potrzeby wypróbowania nowych włoczek, które pokazały się na polskim rynku. Mam odrobinę doświadczenia a potrzeba mi znacznie znacznie więcej, tym bardziej wdzięczna jestem za chęć dzielenia się z nami. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńKryniu, nie zauważyłam pobieżności w poprzednim komentarzu. Od Ciebie nawet jedno słowo jest dla mnie ważne :)
Usuńa ja jestem uczulona - co mam w testach - ale objawem jest katar, jeśli się na wełnie śpi;) natomiast zupełnie nie przeszkadza w noszeniu podgryzających wełnianych swetrów, które są najcieplejszą znaną mi odzieżą:D choć naczytać się trzeba metek starannie, żeby trafić to, czego się szuka. Dzięki za posta i dużo zdrowia!
OdpowiedzUsuńAgnieszko, uściski za to, co napisałaś! To niepowtarzalny dowód, że nawet z prawdziwym uczuleniem na wełnę można sobie radzić, a nawet nosić wełniane swetry! Będę o Tobie mówić :)
Usuńświątecznie standardowo życzę wszystkim zdrowia, ale tobie tak z meniskiem wypukłym ....
OdpowiedzUsuńKalino, dziękuję! Menisk chowam w kieszeń, bo to nigdy nie wiadomo i choć poświątecznie serdeczności przesyłam :)
UsuńDorotko, ogromnie dziękuję za piękne życzenia! Wszystkiego co dobre w Nowym Roku!
OdpowiedzUsuńBasieńko ,wcale nie za długi i przy tym bardzo ciekawy.Mam podobne odczucia jeśli chodzi o producentów,robią nas w jajo.Podobnie ma się sprawa jak przy już wspomnianej czekoladzie, potem maśle i żółtych serach....a myślę, że lista jest dłuższa.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o merynosa to spotkałam się w necie z dziwnymi informacjami,ktoś pisał że nie kupuje merynosa odkąd dowiedział się,że przy jego hodowli niektórzy stosują nie etyczne sposoby.Cokolwiek to jest nie wiem o co chodziło,ale może coś jest na rzeczy.
Ale wełnę i naturalne produkty kocham od dziecka i nic nie zastąpi tych cudownych surowców.
Dzięki za tyle informacji!!!
Marylko, dziękuję za wpis! Przepraszam,za brak odpowiedzi, ale nie ogarniam komenatrzy do starszych postów i tkwie w przekonaniu,że skoro dla mnie to archiwum, to dla innych również :)
UsuńTak, producenci trochę nas wystawiają i dlatego cenię tych,którzy cenią mnie :)
Przyznaję że przeczytałam tego posta na dwa razy. Przeczytałam i zdałam sobie sprawę że mam mierne pojęcie o włóknach czy to naturalnych czy nie ale bardzo chętnie swoją wiedzę wzbogacę :)
OdpowiedzUsuńZaczęłam się też zastanawiać. Moja babcia miała owce, przędła wełnę i ją farbowała. Wełna babci była podgryzająca ale nie gryzła na potęgę. Ciekawa jestem czy babcia znała gatunki owiec pod kątem jakości wełny i jej przydatności. Pewnie tak. Tylko teraz już nie mam kogo spytać...
A tak na marginesie, jako pamiątkę po babci mam bluzeczkę zrobioną z uprzędzionej przez babcię wełny, którą razem farbowałyśmy w orzechach włoskich
Przepraszam,za odpowiedź dopiero teraz!
UsuńJestem przekonana, że Babcia zbyt wielu ras owiec nie znała, ale na pewno wiedziała, które runo z błamu owcy ma najlepszą jakość i na co będzie najlepsze :)
Pamiątkę trzymaj,to nieocenione skarby!
Slusznie prawicie.
OdpowiedzUsuńWelna co cudowna rzecz, kocham ja miloscia wielka. Lubie jak mnie welna podgryza, wiem wtedy, ze mam welne, wiem, ze zyje i chce mi sie zyc hahahahaha. Jesli ktos mysli inaczej, to juz jego problem, prosze tylko nie wciskac, ze sztuczne jest lepsze, bo...bo nie wiem co. Kupilam sobie kiedys golf, taki z termicznych oddychajacych, ha! Moje cialo oddychalo i owszem ale tylko do mementu gdy powietrze w tym termosie skonczylo sie. No i skunksik moglby mi pozazdroscic zapaszku hahahaha. Ubralam to to tylko raz.
Jeszcze jedno, nie wiem nic o zawisci Czechow, jestem natomiast pewna, ze znakomita wiekszosc Nas Polakow karmi sie zawiscia niczym naszym chlebem powszednim.
Ja tez spotkalam sie z komnetarzem, ze chce pochwalic sie, ze cos mam. Wierutna bzdura, nic nie poradze na to, ze w dzierganiu najpiekniejsze dla mnie jest obcowanie ze wspaniala welna a skoro jest tak wspaniala, to lubie uzywac do tego obcowania godnych narzedzi.
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.
Przepraszam,za odpowiedź dopiero teraz!
UsuńMamy podobne upodobania i podobne doświadczenia. Nie lubię sztucznego i robię wszystko,by w moim życiu było go jak najmniej :)
Pozdrawiam serdecznie w Nowym Roku i dziękuję za ten wpis .Oczywiście będę czekać na więcej.Ponieważ nie jestem angielskojęzyczna , dlatego na takie wpisy czekam jak kania dżdżu .Teraz zbieram na kołowrotek , już naukę odbyłam i zachwyciłam się .Odkąd wróciłam do robótkowania ,staram się kupować i robić swoje udziergi,mam nadzieję tylko ze szlachetnych włóczek, wybierając te w 100 % z naturalnych włókien .Jednak po tym wpisie widzę ,że muszę się wiele nauczyć.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam,za odpowiedź dopiero teraz!
UsuńOch, przędzenie jest cudowne i jestem przekonana, że zachwyci Cię jeszcze bardziej,kiedy zaczniesz wykorzystywać własną wełnę do dziergania czy czegokolwiek innego :)
Po pierwsze - witam się, bo to mój pierwszy komentarz, chociaż zaglądałam do Ciebie jak jeszcze byłaś Fanaberią w Pradze i w planach miałam nawet kurs przędzenia w Lądku , ale mi uciekłaś... bliżej mnie ;)
OdpowiedzUsuńPo drugie i wszystkie następne: Świadomość pochodzenia i wpływu na środowisko materiałów, jakich używamy w naszym hobby jest dla mnie częścią dużo szerszego problemu - świadomego życia w ogóle, na każdym poziomie i łączy się z tym, jakich wyborów dokonuję idąc do sklepu, wyjeżdżając na wakacje etc - czy chodzę z własną torbą na zakupy, czy staram się wspierać lokalnych producentów, czy jeżdżę publicznymi środkami transportu, czy segreguję śmieci, czy kupuję komputer co rok, czy jak się zepsuje...
A z drugiej strony... włóczkowych grzeszków mam wiele na koncie :/ Szczególnie tuż po tym, jak wróciłam do dziergania zachłysnęłam się kolorami i nie bardzo patrzyłam na skład, kupowałam jak leci w celach poglądowych. Akryl w moim odczuciu skrzypi, brr :/ ale trochę tych 50/50 motków jeszcze mam i pewnie coś z nich zrobię i pewnie nawet ponoszę.
A i lace wiadomo który, co się od patrzenia filcuje (zabawne, że takiego samego określenia użyłam niedawno :) ) kupowałam na szale, ale uważam, że na odrobinę bezrozumności pozwolić sobie czasem można, szczególnie jeśli nikomu poza nami to nie szkodzi ;)
Za to doprowadzają mnie do szewskiej pasji wydarzenia typu yarn bombing, gdzie promuje się... no właśnie - co właściwie? często obsztrykowując drzewa akrylem oraz urządzając happeningi z bombardowaniem tymże tłumu na głównych placach...
Jeśli idzie o rzekome uczulenie na wełnę to dla mnie Ci, co na skórkę od chleba są uczuleni należą do tej samej kategorii schorzeń ;)
Pozdrawiam najserdeczniej, życzę duuużo zdrowia i teraz, jak już jestem pełnoprawnym członkiem blogosfery, zaglądać będę często i zostawiać ślad :)
Przepraszam,za odpowiedź dopiero teraz!
UsuńI witam, i dziękuję, i sprawdziłam! Rzeczywiście dzieli nas niewielka odlegość :)
To miłe, bo łatwiej się spotkać. Tym bardziej, że od roku mam plan odwiedzenia Brukseli :)
Staram się żyć podobnie do Ciebie,co wcale nie znaczy, że "bezgrzesznie".
Wełniane happeningi też mnie zatykają. Nie do końca rozumiem,co potem z tym nierozpadającym się śmieciem. Ale zadziwia mnie hodowla alpak w miejscach dalekich od ich naturalnego środowiska, zadziwia brak w Polsce owiec hodowanych tylko dla runa...no, wiele rzeczy mnie zatyka :)
I zapraszam na bloga kiedy tylko masz ochotę!
Niczym felieton - przeczytałam z wielkim zainteresowaniem i chylę czoła przed Twoją wiedzą na temat wełen.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam,za odpowiedź dopiero teraz!
UsuńDziękuję, ale nie myślę, by to było coś wielkiego ;)
Trafiłam przypadkiem na Twój blog i czytam z otwartą buzią :).
OdpowiedzUsuńJesteś absolutnie niesamowita! Twoja wiedza i umiejętności wzbudzają mój absolutny podziw!
Sama dziergam (sztrykuję – jak mawiała moja Babcia poznanianka) bardzo amatorsko i jak widzę Twoje prace (i te wykończenia!) – to aż boje się wziąć druty (czyli iglice) do ręki!
Wpis o wełnach naprawdę bardzo ciekawy , ale mam dwie uwagi.
Po pierwsze – jestem właśnie taką pseudo-uczuloną na wełnę osobą. To znaczy uczulenia w tym nie ma za grosz, ale prawie każda wełna mnie tak „gryzie”, ze noszenie jej jest dla mnie praktycznie niemożliwe. Po prostu cierpię. Ale jak widzisz – napisałam prawie, zdarzały się wyjątki. Bardzo bym chciała zrobić sobie sweter z takiej prawdziwej, niegryzącej (nawet takiej księżniczki na ziarnku grochu jak ja) wełny, która jednak nie filcowałaby się od samego patrzenia. I pytanie – czy mogłabyś mi coś takiego polecić (firma, rodzaj)? Ja wiem, w Internecie jest wszystko, ale powiem szczerze – przy moim braku wiedzy nie jestem w stanie wybrać.
I druga sprawa – nie zgadzam się z Twoją opinią o polarze. Nigdy nie zapomnę mojego zaskoczenia, kiedy po kilku godzinach intensywnego marszu w deszczu, w polarze i ordynarnej, „ceratowej” kurtce nieprzemakalnej miałam suchą bieliznę, suchy polar, a po kurtce (od wewnątrz) spływała woda. Serio! A to był zwykły, niedrogi polar, nie żadne super-hiper. Kiedyś czytałam, że polar przepuszcza wilgoć w jedną stronę i tylko problem w tym, że obie strony „na oko” wyglądają tak samo i łatwo się pomylić przy szyciu… Jeżeli w tym swoim się pocisz, to może spróbuj założyć „na lewą stronę”? Mówię całkiem poważnie!!!
Pozdrawiam serdecznie i przepraszam, że aż tak się rozpisałam
Danka
Przepraszam,za odpowiedź dopiero teraz!
UsuńWitaj serdecznie.
Rozumiem Twoją wrażliwość na wełnę. Moim celem było podkreślenie,że wrażliwość jest czymś innym niż alergia. Alergia wymaga leczenia, a wrażliwość dobrania właściwej wełny.I dlatego cieszy mnie Twoje pytanie o wełnę.
Moim zdaniem świetne będą wełny Dropsa. Dobry skład, duża gama kolorów i grubości, bardzo przystępne ceny.
Z wełny ( owczej ) na pewno sprawdzi się baby marynos superwash ( tylko trzeba wykonać wcześniej próbkę,by sprawdzić jak bardzo się rozciągnie ) a z innych włókien baby alpaka z jedwabiem lub sama.
Co do polaru. Nie przekonam się już do niego,ale w ogrodzie,gdzie go dobijam, spróbuję ponosić go na lewej stronie. Może ten producent naprawdę nie wiedział, co czyni ;)
Jestem pod wrażeniem Twojej wiedzy. Dodatkowo uświadomiłaś mi ogrom mojej niewiedzy i jak to nazywa się ładnie psychologicznie "obszary do rozwoju" :)
OdpowiedzUsuńZawsze kiedy już myślę, że zaczynam wiedzieć wszystko znajdzie się ktoś kto mnie usadzi i powie "weź się ogarnij, zobacz ile jeszcze nie wiesz" :)
Dziś byłaś to Ty :)
Korespondentko, ale ja nie chciałam :)
UsuńTo tylko tak, w sprawie.
I uwierz mi, ja też jeszcze wiele muszę ogarnąć ;)